Marc podniósł się ze swojego
miejsca i stanął obok nas, po czym objął mnie ramieniem i z szerokim uśmiechem
zaczął paplać, że część pamięta jego kuzynkę, pozostałym mnie przedstawił. Ja
natomiast, jak jakaś ostatnia kretynka sprawiałam wrażenie, że się uśmiecham,
ale i tak patrzyłam w stronę blondyna, który dopiero po chwili podniósł wzrok i
spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem.
- Tak się cieszę, że jesteś i już
zostajesz! – Po chwili poczułam jak jestem ściskana przez Izraelkę. Zapewne
Bartra właśnie się pochwalił tym, że się przeprowadzam, a ja myśląc całkiem o
czymś innym, wcale go nie słuchałam. Coral jest dziewczyną najlepszego
przyjaciela Marca i w dodatku przyjaciółką Melissy, więc już nie raz miałam
okazję się z nią widzieć. Tak samo z Sergim, który podszedł się przywitać zaraz
po niej. Kojarzyłam też Jordiego, który też tu był i przedstawił mi śliczną
szatynkę, która mu towarzyszyła. Mocno też przytuliłam Rafinhę, który siedział
na fotelu z potężnym stabilizatorem na nodze, bo biedak niedawno miał operację,
a Ney zaczął rzucać swoje teksty o tym, że ich zaniedbywałam. Przecież
widziałam go tylko wcześniej dwa razy w życiu, ale wiedziałam, że był bardzo
towarzyskim człowiekiem.
Z całego obecnego towarzystwa pozostały jeszcze tylko cztery osoby, które siedziały na najdalszej kanapie razem ze znanym mi już blondynem. Raquel, Ivan, Thomas i… I Mats, z którym wymieniłam się uściskiem dłoni, ale w tym momencie zrobiłam się chyba cała czerwona.
Z całego obecnego towarzystwa pozostały jeszcze tylko cztery osoby, które siedziały na najdalszej kanapie razem ze znanym mi już blondynem. Raquel, Ivan, Thomas i… I Mats, z którym wymieniłam się uściskiem dłoni, ale w tym momencie zrobiłam się chyba cała czerwona.
Całą sytuację uratowała Melissa,
która zeszła na dół z Galą, a ja w tym momencie uciekłam do pustej i
bezpiecznej kuchni. Wdrapałam się na blat komody, wcześniej zapełniając sobie
szklankę sokiem. To było trochę jako taki nawyk, bo gdy coś mnie gryzło,
siadałam w kuchni na blacie i myślałam.
- Tu jesteś! Czemu uciekłaś? – Do
środka zajrzał zadowolony Eric. – Zawstydziła cię obecność tylu gwiazd? –
zaśmiał się i usiadł na krześle naprzeciw mnie.
- To on.. – mruknęłam nerwowo.
- On? – Uniósł brew go góry. –
Jaki on? Albo… Który on? – pytał, a ja zmierzyłam go wzrokiem. – Nie! – Nagle
otworzył szeroko oczy, jakby powiązał wszystko ze sobą. Do tego zaczął się
głupkowato uśmiechać. – Mats czy Verma?
- Ja cię nie wypytuję z kim
sypiasz – warknęłam cicho, a ten podniósł dłonie w geście kapitulacji. Mruknął
coś pod nosem, że i tak się dowie i wyszedł, zostawiając mnie znów tam samą. Z
jednej strony było mi głupio, że tak wyszłam od gości, ale z drugiej nie
wiedziałam jak się zachować w towarzystwie Matsa.
Posiedziałam tam jeszcze kilka minut i wróciłam do pokoju. Oboje udawaliśmy, że się nie znamy, ale czułam jego wzrok na sobie. Cieszyłam się, bo nawet zbytnio nie wypytywali mnie o moją pracę. Zatrzymali się na szczęście tylko na tym gdzie zamierzam się na razie zatrzymać.
Posiedziałam tam jeszcze kilka minut i wróciłam do pokoju. Oboje udawaliśmy, że się nie znamy, ale czułam jego wzrok na sobie. Cieszyłam się, bo nawet zbytnio nie wypytywali mnie o moją pracę. Zatrzymali się na szczęście tylko na tym gdzie zamierzam się na razie zatrzymać.
Praktycznie zostałam uratowana
przez telefon. Przeprosiłam i wyszłam przed dom, by na spokojnie porozmawiać z
Amelie. Ucieszyłam się, że dzwoniła, bo może podjęła decyzję w temacie pracy w
Hiszpanii.
- Hej, nie przeszkadzam? –
Usłyszałam jej głos w słuchawce.
- Nie, rodzina się już rozeszła,
a teraz wpadło kilku znajomych Marca i Mel. Co słychać w San Diego?
- Wszystko po staremu, tylko
pusto trochę bez ciebie w biurze – odpowiedziała, a ja lekko się uśmiechnęłam.
– A co do twojej propozycji… - zacięła się.
- Wiesz, że nic na siłę –
odparłam cicho.
- Wiem i… Przylecę! Nie wyobrażam
sobie pracy bez takiej szefowej – zaśmiała się, a ja się szeroko uśmiechnęłam.
- Am, to świetnie! – zawołałam. –
Biuro będzie gotowe dopiero za dwa tygodnie, więc nie musisz się śpieszyć.
Jutro zaczynam szukać jakiegoś mieszkania dla siebie, więc mogę się rozejrzeć
też za czymś dla ciebie – mówiłam, a ta jedynie cicho się zaśmiała.
- Byłabym bardzo wdzięczna.
Pozamykam wszystkie sprawy tutaj i przylecę w przyszłym tygodniu – powiedziała
i wtedy usłyszałam dzwonek stacjonarnego telefonu w biurze. – Przepraszam, ale
muszę kończyć. Peyton wzięła kilka dni urlopu i ją zastępuję. Później
porozmawiam jeszcze z Oscarem o tym.
- Jasne, w takim razie do
usłyszenia.
- Pa! – rzuciła. – Biuro Oscara
Morera, słu… - Usłyszałam jeszcze zanim zdążyła się rozłączyć. To naprawdę była
świetna wiadomość, bo byłoby mi trudno zapanować nad nowym oddziałem i
jednocześnie wdrażać nową asystentkę. Poza tym, brakowałoby mi Amelie, bo jest
świetną przyjaciółką.
Odwróciłam się, by wrócić do
środka, ale wtedy właśnie ktoś otworzył drzwi i z domu wyszli Thomas, Raquel,
Ivan i Mats, a zaraz za nim odprowadzający ich Marc.
- Uciekacie już? – zapytałam.
- Niestety. Dostaliśmy telefon,
że nasza córka postawiła veto, nie zaśnie dopóki nie wrócimy – odpowiedziała
blondynka. – Ale bardzo się cieszę, że się poznałyśmy. – Uśmiechnęła się.
- Ja również. Do zobaczenia –
powiedziałam, a kobieta posłała mi lekki uśmiech. To samo zrobił jej mąż, a
zaraz za nimi poszedł Marc. Thomas rzucił tylko krótkie pożegnanie i skierował
się za resztą do samochodu. I wtedy zdałam sobie sprawę, że nadal obok mnie
stoi blondyn. Spojrzałam na niego niepewnie, ale od razu odwróciłam wzrok, bo
ten spoglądał na mnie.
- Ten świat jest jednak taki
mały.. – zaśmiał się pod nosem i w tym samym momencie wcisnął mi coś do ręki,
po czym ruszył w stronę przyjaciół. Było to coś niewielkiego, chłodnego i miało
odrobinę ostre krawędzie. Otworzyłam dłoń i zobaczyłam srebrny kłębek, moją
bransoletkę z zawieszkami, którą dostałam od Oscara na ostatnie urodziny. Tylko
skąd… Musiałam ją zgubić w jego mieszkaniu. Od razu nasunęło mi się kolejne
pytanie. Dlaczego miał ją ze sobą? Po jego minie wcześniej wnioskowałam, że był
tak samo zaskoczony moją obecnością tu jak i ja jego. Spojrzałam jeszcze stronę
samochodu, do którego blondyn właśnie wsiadał, ale automatycznie się jeszcze
bardziej zawstydziłam, gdy posłał mi szeroki uśmiech. Całe szczęście, że mój
kuzyn tego nie widział, bo rozmawiał jeszcze o czymś z Thomasem. Po chwili
jednak odjechali, a ja zaczekałam na Marca, który podszedł, objął mnie
ramieniem i razem wróciliśmy do środka.
Już całkowicie gotowa do wyjścia
wpadłam do sypialni Erica. Chłopak spał jeszcze w najlepsze, przytulony do
drugiej poduszki i owinięty kocem w kokon. Dochodziła dziesiąta. Wcale by mnie
to nie zdziwiło, gdyby całą noc nie spał, ale on padł od razu po tym jak
wróciliśmy. To ja przez pół nocy nie zmrużyłam oczu…
- Eric? – W odpowiedzi usłyszałam
tylko jego pomruk. – Idziesz dziś do pracy? – Tym razem pomruk wydawał się być
przeczący. – To dobrze, bo pożyczam twój samochód – powiedziałam, a on otworzył
jedno oko.
- Gdzie już jedziesz? – zapytał.
- Obejrzeć mieszkanie.
Pośredniczka dzwoniła, że coś już dla mnie ma.
- Szybko działasz. – Przekręcił
się na plecy i przetarł oczy. – Rozumiem, że to na schadzki z… - przerwał. –
Nadal nie wiem z którym.
- Uważaj sobie. – Pokiwałam mu
palcem. – To raczej żebyś ty miał wolne mieszkanie na swoje schadzki. –
Pokręciłam głową. – Kluczyki na stole, a papiery w portfelu? - zapytałam, a on
skinął głową. Czyli tak jak zawsze. Odwróciłam się na piecie i wyszłam z pokoju.
- I tak się dowiem który to! –
zawołał za mną, ale ja już nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że teraz będzie mi
dogryzał, ale całe szczęście, że nie wygada się przy Marcu albo kimś innym.
Wyszłam z mieszkania i odnalazłam
samochód kuzyna na parkingu, wsiadałam do niego, odpaliłam go i wyjechałam na
drogę. Niby byłam skupiona, ale moje myśli jednak krążyły gdzieś indziej. Gdy
wczoraj wróciliśmy, pierwszą rzeczą jaką wykonałam po zdjęciu szpilek było
wpisanie w przeglądarkę frazy „Marc-Andre FC Barcelona”. Od razu wyskoczyło mi
jego zdjęcie. Uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn o niebieskich oczach, ubrany
w niebieską koszulkę z piłką w ręce. Marc-André ter Stegen, niemiecki piłkarz
grający na pozycji bramkarza, 23 lata. Zaczęłam szperać niczym nastolatka.
Znalazłam jego zdjęcia z byłą dziewczyną. Bardzo ładną blondynką, która
naprawdę do niego pasowała. Dopiero później sama uderzyłam się w czoło.
Dlaczego w ogóle się tym przejęłam? Od razu założyłam, że nie mam najmniejszego
zamiaru ciągnąć jakiejkolwiek bliższej znajomości z tym chłopakiem. To był
błąd, że wylądowaliśmy w jego łóżku, ale już przeszłości nie dam rady odmienić.
To był kolega mojego kuzyna i wiem, że byłoby niezręcznie. Poza tym, jakoś
nigdy nie myślałam, że miałabym być z jakimś młodszym od siebie facetem.
Chociaż tak czy siak, przyjechałam tu by rozwinąć firmę i spędzić czas z
rodziną, a nie szukać przygód miłosnych.
W końcu dotarłam w umówione
miejsce z moją pośredniczką, którą zatrudniłam jeszcze będąc w San Diego.
Chciałam by wcześniej zaczęła czegoś dla mnie szukać, a teraz ma mi już do
pokazania trzy mieszkania. Pierwsze odpadło od razu, bo musiałabym na nie
czekać jeszcze dwa miesiące, bo znajdywało się w nowym bloku, który kończą
budować . Drugie znajdowało się na obrzeżach i bardzo mi się spodobało. Była to
spokojna dzielnica z sąsiadami, którzy ciągle chodzili uśmiechnięci. Wchodziło
się do małego korytarzyka, gdzie na prawo odbijało się do sporego salonu z
olbrzymim oknem, dalej można było przejść do długiej kuchni, a z niej z powrotem
do korytarza. Do tego była tam jeszcze niewielka łazienka i sypialnia.
Mieszkanie wydawało się wygodne i przytulne, a właśnie czegoś takiego szukałam.
Uwielbiałam moje lokum w Stanach, ale jednak było za duże dla mnie samej. Tu
chciałam jednak coś mniejszego. Byłam prawie pewna, że chcę to miejsce, ale
Cecilia namówiła mnie byśmy podjechały zobaczyć jeszcze jedno.
Gdy dziewczyna otworzyła drzwi i
wpuściła mnie jako pierwszą, poczułam się jak Alicja w Krainie Czarów. Weszłam
do środka, oglądając wszystko dookoła. Wiedziałam, że to będzie moje miejsce.
Pomieszczenie było utrzymane w czerni, bieli i szarościach, zarówno ściany jak
i wszystkie meble. Po prawej stronie stał spory narożnik z niskim biało-czarnym
stolikiem, a na wprost niej na ścianie przy ścianie wisiał telewizor, a pod nim
niska komoda. Po lewej stronie był aneks kuchenny ze stołem i czterema
krzesłami oraz drzwi prowadzące na balkon, na którym mieścił się mały stoliczek
i dwa krzesła. Przed nimi pięły się jeszcze schody na antresolę, gdzie na
otwartej przestrzeni była urządzona sypialnia w takich samych kolorach jak na
dole. Do tego spora, wbudowana w ścianę szafa i fabrycznie zamglone drzwi do
łazienki, w której znajdował się prysznic i wanna.
- Dziękuję, że mnie tu jednak
ściągnęłaś! – powiedziałam, gdy obejrzałam już całość.
- Mówiłaś, że chcesz coś tylko
dla siebie, więc stwierdziłam, że ci się spodoba – odpowiedziała z dumą w
głosie. Stanęłam w progu wyjścia na balkon i spojrzałam w stronę morza. Tak
właśnie, ten widok również zaważył na mojej decyzji.
- Umowę mogę podpisać w każdej
chwili. – Uśmiechnęłam się szeroko. Czułam się tu świetnie i byłam pewna, że
tego właśnie chciałam.
- Cena jest trochę wyższa niż za
wcześniejsze mieszkanie, ale to przez lokalizację.
- To nic. I tak biorę. – Skinęłam
głowę, a ona posłała mi lekki uśmiech. Jedną z wielu spraw, które miałam do
załatwienia, mogłam już odhaczyć. Pozostało mi jeszcze sporo do zrobienia w
związku z przenosinami, ale wiedziałam, że ze wszystkim dam sobie radę.
Stałam przy swojej szafie i
podawałam swojej bratowej ubrania, mówiąc gdzie ma je odkładać, do walizki czy
worka, by je oddać. Zabierałam się do takich porządków już bardzo długo, a
przeprowadzka była idealnym momentem. Musiałam wrócić na trzy dni do San Diego,
by popakować swoje rzeczy. Byłam już przy samym końcu. Gdyby nie Oscar i
Veronica, zajęłoby mi to o wiele dłużej. Rzeczy, które chciałam mieć ze sobą w
Barcelonie wywieźliśmy do garażu Oscara, a resztę oddaliśmy organizacji. Moje
rzeczy i samochód miał mi później nadać samolotem. Ze sobą miałam zabrać tylko
dużą walizkę z częścią ubrań.
- Od nas dostaniesz prawnika, głównego księgowego i parę osób do kadr, a do szkolenia innych dostaniesz ludzi z Niemiec – powiedział Oscar, wchodząc do pokoju, wpatrzony w ekran swojego telefonu.
- Dobrze, braciszku. – Zaśmiałam
się. Oscar bardziej przejmował się nową filią i moimi przenosinami niż ja sama.
Jakoś przyjęłam to wszystko ze spokojem i mam nadzieję, że wszystko będzie
takie jak powinno być. Miałam dostać na start ludzi z oddziałów, by móc
wyszkolić nowych na miejscu.
- O której masz jutro ten
samolot? Odwieziemy cię – powiedziała Veronica, wkładając moją kolejną bluzkę
do walizki.
- O piętnastej. I lecimy razem z
Amelie. – Uśmiechnęłam się. – Nawet nie wiecie jak bardzo będzie mi was
brakować… - dodałam i od razu podeszłam do nich by się przytulić. To dzięki nim
tak szybko się tu zaaklimatyzowałam.
- A co ja mam powiedzieć? Gdzie
będę uciekał, gdy będę miał za dużo roboty? – jęknął Oscar. Taka była prawda,
gdy nie wiedział w co najpierw włożyć ręce, przychodził do mojego gabinetu i
rozkładał się na kanapie.
- Nie będziesz, ktoś to teraz
będzie musiał ogarnąć. – Pokazałam mu język i w tym momencie usłyszeliśmy
dzwonek do drzwi, zwiastujący naszą kolację czyli przepyszną pizzę, którą
uwielbialiśmy się zapychać podczas wspólnych wieczorów.
***
Dla zainteresowanych, w zakładce z bohaterami pojawiła się nowa postać, o której przeczytamy za dwa rozdziały! :)
Ps. Znalazłam w starym zeszycie szkielet na ciekawe opowiadanie, które bardzo mi się podobało. Teraz potrzebuję do niego bohatera! Jakieś propozycje? Wszystkie rozpatrzę! : )
Piszcie w komentarzach, na gg lub maila!
coppernicana@op.pl
GG: 2744736
Ps. Znalazłam w starym zeszycie szkielet na ciekawe opowiadanie, które bardzo mi się podobało. Teraz potrzebuję do niego bohatera! Jakieś propozycje? Wszystkie rozpatrzę! : )
Piszcie w komentarzach, na gg lub maila!
coppernicana@op.pl
GG: 2744736