czwartek, 18 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ 4

Marc podniósł się ze swojego miejsca i stanął obok nas, po czym objął mnie ramieniem i z szerokim uśmiechem zaczął paplać, że część pamięta jego kuzynkę, pozostałym mnie przedstawił. Ja natomiast, jak jakaś ostatnia kretynka sprawiałam wrażenie, że się uśmiecham, ale i tak patrzyłam w stronę blondyna, który dopiero po chwili podniósł wzrok i spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem.
- Tak się cieszę, że jesteś i już zostajesz! – Po chwili poczułam jak jestem ściskana przez Izraelkę. Zapewne Bartra właśnie się pochwalił tym, że się przeprowadzam, a ja myśląc całkiem o czymś innym, wcale go nie słuchałam. Coral jest dziewczyną najlepszego przyjaciela Marca i w dodatku przyjaciółką Melissy, więc już nie raz miałam okazję się z nią widzieć. Tak samo z Sergim, który podszedł się przywitać zaraz po niej. Kojarzyłam też Jordiego, który też tu był i przedstawił mi śliczną szatynkę, która mu towarzyszyła. Mocno też przytuliłam Rafinhę, który siedział na fotelu z potężnym stabilizatorem na nodze, bo biedak niedawno miał operację, a Ney zaczął rzucać swoje teksty o tym, że ich zaniedbywałam. Przecież widziałam go tylko wcześniej dwa razy w życiu, ale wiedziałam, że był bardzo towarzyskim człowiekiem.
   Z całego obecnego towarzystwa pozostały jeszcze tylko cztery osoby, które siedziały na najdalszej kanapie razem ze znanym mi już blondynem. Raquel, Ivan, Thomas i… I Mats, z którym wymieniłam się uściskiem dłoni, ale w tym momencie zrobiłam się chyba cała czerwona.
Całą sytuację uratowała Melissa, która zeszła na dół z Galą, a ja w tym momencie uciekłam do pustej i bezpiecznej kuchni. Wdrapałam się na blat komody, wcześniej zapełniając sobie szklankę sokiem. To było trochę jako taki nawyk, bo gdy coś mnie gryzło, siadałam w kuchni na blacie i myślałam.
- Tu jesteś! Czemu uciekłaś? – Do środka zajrzał zadowolony Eric. – Zawstydziła cię obecność tylu gwiazd? – zaśmiał się i usiadł na krześle naprzeciw mnie.
- To on.. – mruknęłam nerwowo.
- On? – Uniósł brew go góry. – Jaki on? Albo… Który on? – pytał, a ja zmierzyłam go wzrokiem. – Nie! – Nagle otworzył szeroko oczy, jakby powiązał wszystko ze sobą. Do tego zaczął się głupkowato uśmiechać. – Mats czy Verma?
- Ja cię nie wypytuję z kim sypiasz – warknęłam cicho, a ten podniósł dłonie w geście kapitulacji. Mruknął coś pod nosem, że i tak się dowie i wyszedł, zostawiając mnie znów tam samą. Z jednej strony było mi głupio, że tak wyszłam od gości, ale z drugiej nie wiedziałam jak się zachować w towarzystwie Matsa.
Posiedziałam tam jeszcze kilka minut i wróciłam do pokoju. Oboje udawaliśmy, że się nie znamy, ale czułam jego wzrok na sobie. Cieszyłam się, bo nawet zbytnio nie wypytywali mnie o moją pracę. Zatrzymali się na szczęście tylko na tym gdzie zamierzam się na razie zatrzymać.
Praktycznie zostałam uratowana przez telefon. Przeprosiłam i wyszłam przed dom, by na spokojnie porozmawiać z Amelie. Ucieszyłam się, że dzwoniła, bo może podjęła decyzję w temacie pracy w Hiszpanii.
- Hej, nie przeszkadzam? – Usłyszałam jej głos w słuchawce.
- Nie, rodzina się już rozeszła, a teraz wpadło kilku znajomych Marca i Mel. Co słychać w San Diego?
- Wszystko po staremu, tylko pusto trochę bez ciebie w biurze – odpowiedziała, a ja lekko się uśmiechnęłam. – A co do twojej propozycji… - zacięła się.
- Wiesz, że nic na siłę – odparłam cicho.
- Wiem i… Przylecę! Nie wyobrażam sobie pracy bez takiej szefowej – zaśmiała się, a ja się szeroko uśmiechnęłam.
- Am, to świetnie! – zawołałam. – Biuro będzie gotowe dopiero za dwa tygodnie, więc nie musisz się śpieszyć. Jutro zaczynam szukać jakiegoś mieszkania dla siebie, więc mogę się rozejrzeć też za czymś dla ciebie – mówiłam, a ta jedynie cicho się zaśmiała.
- Byłabym bardzo wdzięczna. Pozamykam wszystkie sprawy tutaj i przylecę w przyszłym tygodniu – powiedziała i wtedy usłyszałam dzwonek stacjonarnego telefonu w biurze. – Przepraszam, ale muszę kończyć. Peyton wzięła kilka dni urlopu i ją zastępuję. Później porozmawiam jeszcze z Oscarem o tym.
- Jasne, w takim razie do usłyszenia.
- Pa! – rzuciła. – Biuro Oscara Morera, słu… - Usłyszałam jeszcze zanim zdążyła się rozłączyć. To naprawdę była świetna wiadomość, bo byłoby mi trudno zapanować nad nowym oddziałem i jednocześnie wdrażać nową asystentkę. Poza tym, brakowałoby mi Amelie, bo jest świetną przyjaciółką.
Odwróciłam się, by wrócić do środka, ale wtedy właśnie ktoś otworzył drzwi i z domu wyszli Thomas, Raquel, Ivan i Mats, a zaraz za nim odprowadzający ich Marc.
- Uciekacie już? – zapytałam.
- Niestety. Dostaliśmy telefon, że nasza córka postawiła veto, nie zaśnie dopóki nie wrócimy – odpowiedziała blondynka. – Ale bardzo się cieszę, że się poznałyśmy. – Uśmiechnęła się.
- Ja również. Do zobaczenia – powiedziałam, a kobieta posłała mi lekki uśmiech. To samo zrobił jej mąż, a zaraz za nimi poszedł Marc. Thomas rzucił tylko krótkie pożegnanie i skierował się za resztą do samochodu. I wtedy zdałam sobie sprawę, że nadal obok mnie stoi blondyn. Spojrzałam na niego niepewnie, ale od razu odwróciłam wzrok, bo ten spoglądał na mnie.
- Ten świat jest jednak taki mały.. – zaśmiał się pod nosem i w tym samym momencie wcisnął mi coś do ręki, po czym ruszył w stronę przyjaciół. Było to coś niewielkiego, chłodnego i miało odrobinę ostre krawędzie. Otworzyłam dłoń i zobaczyłam srebrny kłębek, moją bransoletkę z zawieszkami, którą dostałam od Oscara na ostatnie urodziny. Tylko skąd… Musiałam ją zgubić w jego mieszkaniu. Od razu nasunęło mi się kolejne pytanie. Dlaczego miał ją ze sobą? Po jego minie wcześniej wnioskowałam, że był tak samo zaskoczony moją obecnością tu jak i ja jego. Spojrzałam jeszcze stronę samochodu, do którego blondyn właśnie wsiadał, ale automatycznie się jeszcze bardziej zawstydziłam, gdy posłał mi szeroki uśmiech. Całe szczęście, że mój kuzyn tego nie widział, bo rozmawiał jeszcze o czymś z Thomasem. Po chwili jednak odjechali, a ja zaczekałam na Marca, który podszedł, objął mnie ramieniem i razem wróciliśmy do środka.

Już całkowicie gotowa do wyjścia wpadłam do sypialni Erica. Chłopak spał jeszcze w najlepsze, przytulony do drugiej poduszki i owinięty kocem w kokon. Dochodziła dziesiąta. Wcale by mnie to nie zdziwiło, gdyby całą noc nie spał, ale on padł od razu po tym jak wróciliśmy. To ja przez pół nocy nie zmrużyłam oczu…
- Eric? – W odpowiedzi usłyszałam tylko jego pomruk. – Idziesz dziś do pracy? – Tym razem pomruk wydawał się być przeczący. – To dobrze, bo pożyczam twój samochód – powiedziałam, a on otworzył jedno oko.
- Gdzie już jedziesz? – zapytał.
- Obejrzeć mieszkanie. Pośredniczka dzwoniła, że coś już dla mnie ma.
- Szybko działasz. – Przekręcił się na plecy i przetarł oczy. – Rozumiem, że to na schadzki z… - przerwał. – Nadal nie wiem z którym.
- Uważaj sobie. – Pokiwałam mu palcem. – To raczej żebyś ty miał wolne mieszkanie na swoje schadzki. – Pokręciłam głową. – Kluczyki na stole, a papiery w portfelu? - zapytałam, a on skinął głową. Czyli tak jak zawsze. Odwróciłam się na piecie i wyszłam z pokoju.
- I tak się dowiem który to! – zawołał za mną, ale ja już nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że teraz będzie mi dogryzał, ale całe szczęście, że nie wygada się przy Marcu albo kimś innym.
Wyszłam z mieszkania i odnalazłam samochód kuzyna na parkingu, wsiadałam do niego, odpaliłam go i wyjechałam na drogę. Niby byłam skupiona, ale moje myśli jednak krążyły gdzieś indziej. Gdy wczoraj wróciliśmy, pierwszą rzeczą jaką wykonałam po zdjęciu szpilek było wpisanie w przeglądarkę frazy „Marc-Andre FC Barcelona”. Od razu wyskoczyło mi jego zdjęcie. Uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn o niebieskich oczach, ubrany w niebieską koszulkę z piłką w ręce. Marc-André ter Stegen, niemiecki piłkarz grający na pozycji bramkarza, 23 lata. Zaczęłam szperać niczym nastolatka. Znalazłam jego zdjęcia z byłą dziewczyną. Bardzo ładną blondynką, która naprawdę do niego pasowała. Dopiero później sama uderzyłam się w czoło. Dlaczego w ogóle się tym przejęłam? Od razu założyłam, że nie mam najmniejszego zamiaru ciągnąć jakiejkolwiek bliższej znajomości z tym chłopakiem. To był błąd, że wylądowaliśmy w jego łóżku, ale już przeszłości nie dam rady odmienić. To był kolega mojego kuzyna i wiem, że byłoby niezręcznie. Poza tym, jakoś nigdy nie myślałam, że miałabym być z jakimś młodszym od siebie facetem. Chociaż tak czy siak, przyjechałam tu by rozwinąć firmę i spędzić czas z rodziną, a nie szukać przygód miłosnych.
W końcu dotarłam w umówione miejsce z moją pośredniczką, którą zatrudniłam jeszcze będąc w San Diego. Chciałam by wcześniej zaczęła czegoś dla mnie szukać, a teraz ma mi już do pokazania trzy mieszkania. Pierwsze odpadło od razu, bo musiałabym na nie czekać jeszcze dwa miesiące, bo znajdywało się w nowym bloku, który kończą budować . Drugie znajdowało się na obrzeżach i bardzo mi się spodobało. Była to spokojna dzielnica z sąsiadami, którzy ciągle chodzili uśmiechnięci. Wchodziło się do małego korytarzyka, gdzie na prawo odbijało się do sporego salonu z olbrzymim oknem, dalej można było przejść do długiej kuchni, a z niej z powrotem do korytarza. Do tego była tam jeszcze niewielka łazienka i sypialnia. Mieszkanie wydawało się wygodne i przytulne, a właśnie czegoś takiego szukałam. Uwielbiałam moje lokum w Stanach, ale jednak było za duże dla mnie samej. Tu chciałam jednak coś mniejszego. Byłam prawie pewna, że chcę to miejsce, ale Cecilia namówiła mnie byśmy podjechały zobaczyć jeszcze jedno.
Gdy dziewczyna otworzyła drzwi i wpuściła mnie jako pierwszą, poczułam się jak Alicja w Krainie Czarów. Weszłam do środka, oglądając wszystko dookoła. Wiedziałam, że to będzie moje miejsce. Pomieszczenie było utrzymane w czerni, bieli i szarościach, zarówno ściany jak i wszystkie meble. Po prawej stronie stał spory narożnik z niskim biało-czarnym stolikiem, a na wprost niej na ścianie przy ścianie wisiał telewizor, a pod nim niska komoda. Po lewej stronie był aneks kuchenny ze stołem i czterema krzesłami oraz drzwi prowadzące na balkon, na którym mieścił się mały stoliczek i dwa krzesła. Przed nimi pięły się jeszcze schody na antresolę, gdzie na otwartej przestrzeni była urządzona sypialnia w takich samych kolorach jak na dole. Do tego spora, wbudowana w ścianę szafa i fabrycznie zamglone drzwi do łazienki, w której znajdował się prysznic i wanna.
- Dziękuję, że mnie tu jednak ściągnęłaś! – powiedziałam, gdy obejrzałam już całość.
- Mówiłaś, że chcesz coś tylko dla siebie, więc stwierdziłam, że ci się spodoba – odpowiedziała z dumą w głosie. Stanęłam w progu wyjścia na balkon i spojrzałam w stronę morza. Tak właśnie, ten widok również zaważył na mojej decyzji.
- Umowę mogę podpisać w każdej chwili. – Uśmiechnęłam się szeroko. Czułam się tu świetnie i byłam pewna, że tego właśnie chciałam.
- Cena jest trochę wyższa niż za wcześniejsze mieszkanie, ale to przez lokalizację.
- To nic. I tak biorę. – Skinęłam głowę, a ona posłała mi lekki uśmiech. Jedną z wielu spraw, które miałam do załatwienia, mogłam już odhaczyć. Pozostało mi jeszcze sporo do zrobienia w związku z przenosinami, ale wiedziałam, że ze wszystkim dam sobie radę.

Stałam przy swojej szafie i podawałam swojej bratowej ubrania, mówiąc gdzie ma je odkładać, do walizki czy worka, by je oddać. Zabierałam się do takich porządków już bardzo długo, a przeprowadzka była idealnym momentem. Musiałam wrócić na trzy dni do San Diego, by popakować swoje rzeczy. Byłam już przy samym końcu. Gdyby nie Oscar i Veronica, zajęłoby mi to o wiele dłużej. Rzeczy, które chciałam mieć ze sobą w Barcelonie wywieźliśmy do garażu Oscara, a resztę oddaliśmy organizacji. Moje rzeczy i samochód miał mi później nadać samolotem. Ze sobą miałam zabrać tylko dużą walizkę z częścią ubrań.
- Od nas dostaniesz prawnika, głównego księgowego i parę osób do kadr, a do szkolenia innych dostaniesz ludzi z Niemiec – powiedział Oscar, wchodząc do pokoju, wpatrzony w ekran swojego telefonu.
- Dobrze, braciszku. – Zaśmiałam się. Oscar bardziej przejmował się nową filią i moimi przenosinami niż ja sama. Jakoś przyjęłam to wszystko ze spokojem i mam nadzieję, że wszystko będzie takie jak powinno być. Miałam dostać na start ludzi z oddziałów, by móc wyszkolić nowych na miejscu.
- O której masz jutro ten samolot? Odwieziemy cię – powiedziała Veronica, wkładając moją kolejną bluzkę do walizki.
- O piętnastej. I lecimy razem z Amelie. – Uśmiechnęłam się. – Nawet nie wiecie jak bardzo będzie mi was brakować… - dodałam i od razu podeszłam do nich by się przytulić. To dzięki nim tak szybko się tu zaaklimatyzowałam.
- A co ja mam powiedzieć? Gdzie będę uciekał, gdy będę miał za dużo roboty? – jęknął Oscar. Taka była prawda, gdy nie wiedział w co najpierw włożyć ręce, przychodził do mojego gabinetu i rozkładał się na kanapie.
- Nie będziesz, ktoś to teraz będzie musiał ogarnąć. – Pokazałam mu język i w tym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, zwiastujący naszą kolację czyli przepyszną pizzę, którą uwielbialiśmy się zapychać podczas wspólnych wieczorów. 


***
Dla zainteresowanych, w zakładce z bohaterami pojawiła się nowa postać, o której przeczytamy za dwa rozdziały! :)

Ps. Znalazłam w starym zeszycie szkielet na ciekawe opowiadanie, które bardzo mi się podobało. Teraz potrzebuję do niego bohatera! Jakieś propozycje? Wszystkie rozpatrzę! : )
Piszcie w komentarzach, na gg lub maila! 
coppernicana@op.pl
GG: 2744736