sobota, 26 listopada 2016

ROZDZIAŁ 8

 
 Nie miałam pojęcia czy to przez tę kawę czy może jego obecność i żarty, całą drogę śmiałam się do rozpuku. Ter Stegen opowiadał o ostatnim wyjeździe i sytuacjach z kolegami, gdy nocowali w hotelu. Mogłam to porównać do co najmniej jakiejś wycieczki szkolnej z lat młodości i głupich dziecięcych pomysłów.
Marc wjechał na podziemny parking w swoim bloku i przejechał prawie cały, by w końcu zatrzymać samochód na jego prywatnym miejscu. Zgasił silnik i spojrzał na mnie.
                - Właśnie zdałam sobie sprawę, że tęsknię za moim własnym… - westchnęłam. Brakowało mi mojego pojazdu, bo z nim było mi o wiele wygodniej, ale musiałam poczekać jeszcze kilka dni. Oscar wysłał go już na prom, ale to była najdłuższa opcja…
                - Został w Stanach?
                - Tak, ale znajomy wyśle go dla mnie, więc niedługo już będę się nim cieszyć. – Uśmiechnęłam się. – Dziękuję za podwózkę – powiedziałam i otworzyłam drzwi. Wysiadłam, a on zaraz za mną. – Do zobaczenia…
                - A może.. Chciałabyś jeszcze wejść na górę? – zapytał niepewnie, a ja przypomniałam sobie co było skutkiem, gdy byłam tam ostatnio. – Obiecuję, że ręce będę trzymał przy sobie, a później grzecznie odprowadzę cię do domu – dodał od razu. Byłam okropnie zmęczona, ale skinęłam głową, zgadzając się. Nie miałam nawet siły na protesty.
Wyjechaliśmy na górę i weszliśmy do niego. Nie wiem jakim cudem, ale oboje przystanęliśmy na butelce wina… Usiedliśmy razem na jego kanapie, na obu jej końcach i otworzyliśmy trunek.
                - Coś mi się wydaje, że jutro nie wstawię się punktualnie w biurze… - zaśmiałam się cicho i upiłam pierwszy łyk. - Całe szczęście, że w tej kwestii mogę zawsze dogadać się z szefową.
                - Ja tyle szczęścia nie mam. Na treningu każdy musi być punktualnie.
                - To może nie powinniśmy pić?
                - Przestań, lampka jeszcze nikomu nie zaszkodziła – stwierdził. – O co chodziło z tym mężczyzną przedtem? – Spojrzał na mnie, a ja spojrzałam na niego niepewnie.
                - Pracowaliśmy razem kiedyś i… I byliśmy ze sobą – powiedziałam spokojnie. – Później rozstaliśmy się, a jego przeniesiono do Londynu. Teraz właściciel umieścił go w kadrze, która pomaga rozkręcić oddział tutaj. – Streściłam pokrótce.
                - Dlaczego się rozstaliście?
                - Odkryłam, że cały czas mnie okłamywał. Mówił, że jedzie do rodziny, a tak naprawdę spędził weekend z kumplami w Vegas. To powtarzało się notorycznie. Mówił jedno, a robił całkowicie coś innego. – Skrzywiłam się. Też kłamałam, ale to moje kłamstwo należało do odrobinę innej kategorii… – Po prostu nie był dla mnie. – Wzruszyłam ramionami.
                - Czujesz coś do niego jeszcze? – Spojrzał na mnie. Było w tym coś innego. Jego wyraz twarzy był delikatny i za razem spokojny. Spuściłam wzrok, nie odpowiedziałam. Z jednej strony byłam wściekła przez jego obecność tu i mówiłam, że go nienawidzę, ale wewnętrznie zaczęłam rozpamiętywać ten czas gdy z nim byłam. Sama nie wiedziałam co to było. – Nie odpowiadaj, sam nie wiedziałbym co powiedzieć, gdybyś zapytała mnie czy wciąż czuję coś do Danieli. – Wypił do końca to co miał w kieliszku. Posłałam mu po tym lekki uśmiech, po czym oboje stwierdziliśmy, że kolejne rozlanie z butelki nic nie pogorszy.

                Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą szklany stolik, a na nim ustawioną, zapisaną kartkę. Przekręciłam się na plecy i rozejrzałam dookoła. Spałam na kanapie w mieszkaniu Matsa, okryta kocem. Wzięłam kartkę w dłoń i przeczytałam to, co dla mnie zostawił: „Wyszedłem na trening i nie chciałem cię budzić. W korytarzu leżą zapasowe klucze do mieszkania. Oddasz mi je przy okazji.”
Wiadomość zakończył uśmiechniętą minką i swoim podpisem. Oczywiście musiałam zasnąć u niego. Byłam zmęczona po całym dniu siedzenia w pracy, a butelka wina, którą wypiliśmy, podziałała lepiej niż niejeden lek nasenny.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i odnalazłam swoją komórkę w przedniej kieszeni torebki. Ekran był cały czarny i nie chciał się włączyć. Czyli bateria musiała być rozładowana. Odnalazłam zegarek na ścianie mieszkania piłkarza i przeklęłam. Przynajmniej pół godziny temu powinnam być w firmie…
Zerwałam się i zabrałam swoje rzeczy. Odnalazłam klucz i dobrze zamknęłam drzwi. Biegiem pokonałam odległość pomiędzy budynkami i szybko znalazłam się pod swoimi drzwiami. Z tego wszystkiego próbowałam otworzyć je kluczami Marca… Dopiero po chwili zorientowałam się co tak właściwie robiłam. Wpadłam do środka, gdzie zaskoczyło mnie pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Przy moim stole siedziała sobie Amelie, trzymając w dłoni miskę z płatkami i mlekiem. W dodatku była nadal w swojej piżamie.
                - Dlaczego tutaj jesteś, a nie w biurze? – zapytałam, zamykając za sobą drzwi.
                - Gdybyś miała włączony telefon, wiedziałabyś – odpowiedziała. – Wczorajsze ubrania… Zabalowałaś, moja droga. – Poruszyła brwiami, a ja skarciłam ją wzrokiem. – Sąsiad z góry zalał mi mieszkanie wieczorem… Pobiegłam tam, ale zamiast się na niego wydrzeć, jeszcze pomogłam mu sprzątać – warknęła.
                - Pewnie przystojny był? – zapytałam i odłożyłam torebkę na krzesło i zdjęłam z siebie marynarkę.
                - I to jak! – pisnęła. – Obiecał, ze wyremontuje mi mieszkanie, a na noc opłaci mi hotel… Podziękowałam i stwierdziłam, że przyjdę do ciebie. I wiesz, że mamy wspólnych znajomych?!
                - Kto jest twoim sąsiadem? – Uniosłam brew do góry.
                - Piłkarz. Też nie jest stąd. – Uśmiechnęła się szeroko. – Podobno cię poznał na chrzcinach małej Gali. Thomas ma na imię.
                - Vermaelen – dokończyłam. – Co mu powiedziałaś?
                - Spokojnie, powiedziałam tylko, że razem pracujemy… - zaśmiała się. – Tak więc przyszłam tutaj, ale ciebie nie było. Zbajerowałam tego młodego strażnika, że zapomniałam kluczy… Pamiętał, że tu mieszkałam. – Uśmiechnęła się. – Więc wracając do ciebie… Gdzie nocowałaś? Jak wychodziłam to widziałam, że pracowałaś z Rossem. Mam tylko nadzieję, że ty i on…
                - Nie! – zawołałam od razu. – W sumie to Marc uratował mnie z opresji.. Przyjechał po mnie. Później zasnęłam u niego – powiedziałam, a ona zrobiła głupią minę. – Nie, nic z tych rzeczy!
                - Szkoda – zaśmiała się. – Ale przynajmniej już go nie unikasz.
                - Gdybym się nie zgodziła na tą kawę, pewnie pytałby do skutku!
                - Wciąż cię nie rozumiem.. Teraz to już nawet Eric ma kobietę starszą od siebie! Nie masz czym się wykręcać…
                - Dasz mi już spokój z tym?
                - Nie, dopóki nie zatańczę na waszym weselu… - Wyszczerzyła się i włożyła sobie do buzi łyżkę z miodowymi krążkami. Westchnęłam tylko ciężko i spojrzałam na nią.
                - Robimy sobie dziś labę? – zapytałam po chwili.
                - Wiesz, że mi nie trzeba tego dwa razy powtarzać…
                - To zadzwonię do nich, że w razie czego, podjadę tam później – mruknęłam i wzięłam ze sobą telefon. Skierowałam się na górę. Marzyłam o gorącym prysznicu.

                Dzisiejszy dzień niestety już nie mógł być tak leniwy jak ten poprzedni, który spędziłyśmy z Amelie w moim mieszkaniu. W biurze nie działo się nic nadzwyczajnego, bo po mnie nie wydzwaniali.
Podjechałyśmy taksówką pod biurowiec i weszłyśmy do środka, a później windą wyjechałyśmy na górę. Przy wejściu od razu powitał nas widok Ethana, stojącego razem z wysoką, czarnowłosą dziewczyną o typowo latynoskich kształtach, tuż obok stanowiska recepcjonistki. Tuż obok stała długa kanapa, maleńki stolik i kwiatek w doniczce. Było nam potrzebne takie miejsce dla oczekujących na spotkania, a taka osoba do witania ich i informowania o przybyciu tamtych.
                - Dzień dobry – zawołał od razu uśmiechnięty Ross. –To jest Andrea, nasza nowa recepcjonistka. – Wskazał na kobietę. – To jest pani prezes – dodał, patrząc prosto na mnie.
                - Witaj, Maia Bartra. – Uśmiechnęłam się do niej i uścisnęłam jej dłoń. – To moja asystentka, Amelie. – Spojrzałam na przyjaciółkę, która tym samym gestem przywitała nową pracownicę.
                - Ja cię może oprowadzę i opowiem o wszystkim, co? – zaproponowała Amerykanka i pociągnęła ją za sobą. Skierowały się najpierw w stronę mojego gabinetu, bo zapewne Am chciała zostawić u siebie swoje rzeczy.
                - Czyli jednak czekałaś na kogoś wtedy. – Usłyszałam głos byłego chłopaka, przez co byłam zmuszona spojrzeć na niego.
                - To naprawdę nie jest twoja sprawa, Ethan – powiedziałam.
                - Trzeba było wprost powiedzieć, że to twój facet. Dałbym spokój.
                - Nie mam pojęcia dlaczego właściwie mam ci o tym wszystkim opowiadać. Tylko tutaj pracujesz i nie powinno interesować cię życie prywatne przełożonego. Przynajmniej już nie. –Spiorunowałam go wzrokiem i wtedy usłyszeliśmy brzęk windy, mówiący, że ktoś właśnie wyjechał. Odwróciłam się i zobaczyłam swoje wybawienie. Z windy właśnie wyszedł uśmiechnięty Eric, który na widok mojego towarzysza, od razu przybrał inny wyraz twarzy.
                - A ten to co tutaj robi? – zapytał od razu Hiszpan.
                - Jak widać, pracuję.  I tak, miło cię widzieć, Eric – odpowiedział Ross, a ja musiałam siłą pociągnąć kuzyna w stronę swojego gabinetu. Już raz wdał się z nim w bójkę kilka lat temu. Przyjechał mnie odwiedzić w momencie, gdy ja rozstawałam się z chłopakiem. Rossowi oberwało się porządnie, kolejnego łamania nosa tutaj nie chciałam.
                - Maia, dlaczego on tutaj jest? – zapytał zdenerwowany, gdy byliśmy już w pomieszczeniu.
                - To co powiedział, pracuje.. Nie miałam zielonego pojęcia, że Oscar go przyśle.
                - Gdyby było coś nie tak, mów.. Wiesz, że zawsze coś na to zaradzimy.
                - Wiem to za dobrze. – Skarciłam go wzrokiem. – Skompletuje dla mnie ekipę i wraca do Stanów. Już chyba zdał sobie sprawę, że na nic się nie nabiorę. Poza tym, wczoraj Mats go przepłoszył.
                - Mats? – zapytał Eric i aż zaświeciły mu się oczy. – Przyjechał po ciebie?
                - A ty znów swoje? – Przewróciłam oczami.
                - Nic na to nie poradzę, że pasujecie do siebie! – powiedział, a u mnie wtedy rozdzwonił się telefon. – Pracuj, a ja idę dowiedzieć się plotek o was! Amelie! – zawołał, wychodząc z pomieszczenia. Pobiegłabym za nim, gdyby nie fakt, że na telefonie wyświetlał się numer z niemieckiej filii. Musiałam odebrać i wysłuchać tego, co chcieli mi powiedzieć.

                Stałam przy stanowisku Am i przeglądałam dokumenty, które przed chwilą dla mnie skserowała. Teraz była w socjalnym, bo poprosiłam ją o kawę. Dochodziła piętnasta i przed nami było jeszcze dwie godziny pracy. Zaczął dzwonić telefon stacjonarny, więc podniosłam słuchawkę.
                - Przyszedł pan Thomas do ciebie. – Usłyszałam głos nowej pracownicy.
                - Do Amelie – zaśmiałam się cicho.
                - No tak.
                - Niech przyjdzie – odpowiedziałam i odłożyłam telefon. Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo kto wie, a z tego sąsiedzkiego przypadku, może coś wyjść. Z chrzcin pamiętam Thomasa jako uśmiechniętego i grzecznego mężczyznę, więc nie miałam nic przeciwko. Poza tym, sama na początku śmiała się, że w propozycji pracy tu, liczyła na przystojnego piłkarza w zestawie… Chciała? Ma.
Spojrzałam w stronę korytarza i zobaczyłam kroczącego obrońcę. Uśmiechnął się lekko, gdy był już blisko. Skrzyżowałam ręce na piersiach i zaśmiałam się.
                - Teraz spowiadaj się, co narobiłeś, że zalałeś mieszkanie?
                - Nawet mi nie przypominaj. – Machnął ręką i ucałował mnie w policzek na powitanie. Widać, że nabierał naszych hiszpańskich zwyczajów. – Teraz sam nie wiem czy to przypadek czy coś pcha nas w tym samym kierunku. Mnie i Marca.. Do tej samej firmy – zaśmiał się, a ja poczerwieniałam. Wiedział! Niemiec mu wszystko wypaplał.  – Nie martw się, nic dalej ode mnie nie wyjdzie. Po prostu wyszło to z rozmowy z Matsem. Powiedział, że poznał dziewczynę, której ja zalałem mieszkanie i reszta już wyszła w praniu – dodał, widząc moją minę.
                - Bo wolałabym, by mój kuzyn na razie o niczym nie wiedział – powiedziałam cicho, a on wykonał gest, jakby zamykał buzię na kłódkę i wyrzucił za siebie klucz. Wtedy na horyzoncie pojawiła się moja czarnowłosa przyjaciółka, niosąca na tacy dwie filiżanki z kawą. Zauważyła stojącego obok mnie mężczyznę i w jednej sekundzie otworzyła szeroko oczy, a w drugiej już się do niego uśmiechała. Podeszła i odstawiła tacę na swoim biurku.
                - Hej, co tu robisz? – zapytała lekko wstydliwym tonem.
                - Pomyślałem, że może chciałabyś wybrać się ze mną na zakupy. Chyba sama wolisz wybrać farby do twojego mieszkania. – Uśmiechnął się. – Jutro wchodzi już ekipa remontowa – dodał. – I nie wiedziałem o której kończysz.. – Skrzywił się lekko i podrapał po karku.
                - Jeszcze dwie godziny.. Możemy się spotkać na miejscu w sklepie – odpowiedziała Amelie.
                - Możesz iść, a ja cię zastąpię – powiedziałam od razu i spojrzałam na nich oboje. – Będę cię kryła. – Puściłam do niej oczko.
                - Na pewno?
                - Nie chcę by później Amelie miała z tego powodu jakieś nieprzyjemności. – Zareagował chłopak.
                - Spokojnie. Nie zauważą jej nieobecności – rzekłam. – Uciekaj, bo się rozmyślę. – Machnęłam jej ręką, a ona z nieśmiałym uśmiechem zabrała swoją torebkę oraz telefon, po czym z Thomasem ruszyli w stronę wyjścia z biura. 

***
A nasza Maia nadal tkwi w swoim kłamswie xd
Długa przerwa, ale ostatnio nie miałam czasu na nic. Musicie wybaczyć, ale w zamian za to udało mi się przygotować co nieco na świąteczne opowiadanie :) 
Kiedy sobie je życzycie?