piątek, 10 czerwca 2016

ROZDZIAŁ 1

   Codziennie ta sama droga, te same ulice i te same korki, które dzielą mój apartamentowiec od biurowca, w którym pracuję. Każdego ranka zdążam wypić kawę, siedząc w fotelu swojego samochodu i słuchając wiadomości w radio. Obserwuję biegających ludzi, ważniaków z teczkami, studentów i dzieciaki z plecakami, podążającymi do szkoły. Każdy się gdzieś śpieszył i nie miał na nic czasu. Właśnie dlatego brakowało mi tego katalońskiego spokoju.
Punkt dziewiąta pojawiłam się pod biurowcem i wprowadziłam swoją Teslę na podziemny parking. Zajęłam to samo miejsce co zwykle i wysiadłam z auta, zabierając swoją torebkę oraz aktówkę. Poprawiłam czarną spódniczkę i zamknęłam za sobą drzwi. Przeszłam do windy i nacisnęłam guzik z numerem, na którym mieściło się moje biuro. Patrzyłam na zasuwające się drzwi, gdy w ostatnim momencie ktoś włożył dłoń pomiędzy nie, a one od razu się rozstąpiły. W progu zobaczyłam uśmiechniętego mężczyznę w garniturze. Wszedł do środka i stanął obok mnie.
- Witaj. Jak minął poranek? – Uśmiechnął się cwaniacko i nacisnął guzik odpowiadającemu niższe piętro niż moje. Lucas Baker, nasz prezes działu reklamy, odrobinę starszy ode mnie i jak zwykle czarujący. Na początku trochę ze sobą kręciliśmy i dałam się namówić na kilka wyjść na drinka, ale gdy przekonałam się, że jego hobby to flirtowanie z każdą napotkaną dziewczyną, od razu to przerwałam.
- W porządku. Nie narzekam, jednak mógł być lepszy  – odpowiedziałam, przypominając sobie ilość wypitego dzień wcześniej wina razem z Veronicą.
-  No tak, budząc się, brakowało ci obok takiego mężczyzny jak ja.
-  Jedyne czego brakowało mi tego ranka to czas. Myślę, że gdybym wyjechała odrobinę wcześniej, nie natrafiłabym właśnie na takiego mężczyznę jakim jesteś ty. – Uśmiechnęłam się do niego słodko, a winda zatrzymała się na jego piętrze. – Miłego dnia, Lucasie. – Skinęłam głową, dając mu znak, że może już wysiąść i udać się do swojego gabinetu, by w spokoju oddać się swoim obowiązkom. Bąknął coś pod nosem i wyszedł.
  W ciszy wyjechałam na kolejne piętro i wysiadłam z windy, przemierzając kawałek i zatrzymując się tuż przy stanowisku mojej sekretarki, Amelie. Była tu ze mną od początku, wdrażałyśmy się razem i chyba bez niej nie dałabym rady. Jest świetnym pracownikiem i jednocześnie przyjaciółką.
- Cześć. – Uśmiechnęłam się do niej szeroko. – Co dziś mamy? – Oparłam się o wysoką ściankę biurka.
- Hej, dziś nie jest tak źle. O jedenastej masz spotkanie w sprawie przedłużenia umowy z naszą firmą prawniczą, a o czternastej wideokonferencja z szefem oddziału z Dortmundu. Dzwonili też z biura produkcyjnego, ale powiedziałam, że oddzwonisz  – powiedziała i podała mi stosik dokumentów, które musiałam zabrać ze sobą do swojego biura. – Jakieś plany na wieczór? Odkryłam nowy klub. Może tam poszukamy szczęścia? – zaśmiała się.
- Jak najbardziej jestem za  – przytaknęłam. – Telefon, prawnicy i Dortmundu. Taka kolejność  – powtórzyłam sobie.
- Ah, zapomniałabym! Oscar prosił byś do niego podeszła jak tylko się zjawisz.
- Oscar? Jest w firmie? – Zdziwiłam się. – Miał wrócić jutro.
- Też tak myślałam, że gdy przyszłam to już był. Musiał wrócić w nocy i przyjechać tutaj. – Wzruszyła ramionami.
- Dzięki ci bardzo. – Uśmiechnęłam się i przeszłam do swojego gabinetu, oddzielonego szklanymi ścianami. Zostawiłam tam swoją torebkę i dokumenty, wyszłam i skierowałam się do gabinetu swojego brata. Głównego prezesa naszego przedsiębiorstwa.
   Pod nieobecność jego asystentki, podeszłam do drzwi i delikatnie zapukałam. Weszłam do środka i dopiero wtedy zauważyłam, że mój brat rozmawiał przez telefon. Uśmiechnął się do mnie i wskazał ręką bym usiadła. Wybrałam sofę niedaleko biurka i wbiłam w niego wzrok. Z rozmowy wywnioskowałam, że rozmawiał z Veronicą i że jeszcze się z nią dziś nie widział. Faktycznie musiał od razu przyjechać do firmy.
   Oscar i ja byliśmy w tym samym wieku, ale mieliśmy inne matki. Nasz szanowny tatuś, miliarder jednocześnie wplątał się w romans z dwiema kobietami. Jedną w San Diego i drugą w Barcelonie. Wybrał wygodne życie w Stanach i syna. Co miesiąc łożył jednak na mnie pieniądze, ale i tak matka nie chciała go widzieć. Nie kiwnął nawet palcem nawet wtedy, gdy zmarła na raka, który za szybko mi ją odebrał. Miałam sześć lat i w tym wieku zobaczyłam go po raz pierwszy. Pojawił się na pogrzebie, a ja jako mała dziewczynka myślałam, że zabierze mnie ze sobą. Zostałam i wcale nie żałuję, bo zamieszkałam z rodziną wujka, brata mojej matki. Zyskałam dwóch kuzynów, których szczerze traktowałam jak braci oraz zastępczych rodziców, których kochałam jak tych prawdziwych.
   Nadal przesyłał mi pieniądze na konto, które szczerze pomagały, bo jak w każdej rodzinie, bywało różnie. Ciocia z wujkiem nie chcieli przyjmować tych pieniędzy, bo były moje, ale już jako mała dziewczynka znajdywałam dobre argumenty na to, że powinni z nich korzystać.
Kolejny raz usłyszałam o nim dopiero gdy dostałam telefon od jego prawnika z informacją o jego śmierci i testamencie, na którego odczytaniu mam obowiązek się stawić. Miałam wtedy dziewiętnaście lat i nawet jeszcze nie wiedziałam co chcę robić w życiu.
   Dopiero w trakcie lotu uświadomiłam sobie, że w końcu poznam swojego biologicznego brata. Wyobrażałam sobie go jako nadętego chłoptasia, zadufanego w sobie i mającego wszystko gdzieś, tak samo jak nasz ojciec. W końcu go wychowywał. Miałam zamiar usiąść w gabinecie prawnika, odsłuchać treść testamentu i wrócić od razu do domu. Moje plany szlak trafił, bo do tego czasu jestem w San Diego i współprowadzę firmę.
   Mojego brata poznałam w korytarzu, czekając aż wezwą nas na odczytanie dokumentu. Siedzieliśmy obok siebie i zaczęliśmy rozmawiać. Wydawał się być normalnym chłopakiem z głową na karku. Dopiero gdy nas poproszono, okazało się, że jesteśmy rodzeństwem. Matka Oscara dostała na własność dom w którym mieszkali, a cała reszta została sprawiedliwie rozdzielona pomiędzy naszą dwójkę. Chciałam się zrzec tego i wrócić, ale to brat na mnie wpłynął, mówiąc, że chce mnie poznać i poprowadzić razem firmę, której od teraz byliśmy współwłaścicielami. Wtedy nie wiedziałam o tym nic, o prowadzeniu firmy, o tym czym się zajmuje i tak dalej. Z czasem jednak wszystko przyszło samo i jest dla mnie czymś naturalnym.
- Dziś przyjadę wcześniej. Muszę załatwić kilka spraw i porozmawiać z Maią – powiedział. – Do zobaczenia, skarbie. Do później  – dodał i odłożył telefon na biurko.
-  Mój zapracowany braciszek… - zaśmiałam się, wciąż mu się przyglądając. Chłopak o średnim wzroście, o ciemnej karnacji w spodniach garniturowych i białej koszuli z długimi rękawami oraz czarnym krawatem podniósł się z miejsca, podszedł po czym opadł na sofę naprzeciw, wykładając nogi na niski stolik przed sobą.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. – Uśmiechnął się, a ja zauważyłam na jego rękawkach spinki, które dostał ode mnie na swoje ostatnie urodziny. – Chciałem porozmawiać, bo załatwiłem kilka spraw na wyjeździe i musimy coś postanowić. Mam pewien pomysł.
- Tak naprawdę to również chciałam z tobą o czymś porozmawiać, ale to nie jest sprawa firmy, więc mów. – Skinęłam głową.
- Zamiast jednego, pozyskałem dwóch inwestorów , a i przy okazji możliwość podpisania kontraktu w nowymi odbiorcami. Rozmawiałem też z przedstawicielami naszych oddziałów w Anglii i Francji. Mamy coraz więcej zamówień i chętnych.
- Mam dziś rozmawiać z Dortmundem, więc przedstawią mi swój raport. Jest naprawdę świetnie.
-  Idzie nam lepiej, niż ojcu. Jesteśmy chwaleni w tej branży, a pamiętam jak wróżyli nam wielką klapę, bo dwójka nastolatków bierze się za szefowanie. – Zauważył. – Pomyślałem sobie właśnie, że moglibyśmy otworzyć kolejny oddział i kolejną fabrykę. Jak tak dalej pójdzie, to ta tutaj nie nadąży z produkcją.
- Dysponujemy najlepszą jakością części samochodowych, więc wcale mnie to nie dziwi. Poza tym, to bardzo dobry pomysł. – Przyznałam mu rację. Chcieliśmy się rozwijać, a jeżeli o to chodzi, Oscar zawsze trafiał w dziesiątkę ze swoimi pomysłami.
- W takim razie pomyślmy o miejscu  – powiedział, a w mojej głowie od razu zrodził się pewien pomysł. Rzecz, którą chciałam poruszyć w rozmowie z bratem. Coraz częściej myślałam o powrocie i to nie był zwykły kaprys bogatej dziewczynki, która ma dosyć wszystkiego.
- Oscar, mam pewien pomysł… - Zaczęłam niepewnie, a on spojrzał na mnie. – Znajdźmy miejsce w Hiszpanii. Otwórzmy tam filię i później pomyślimy nad fabryką. Mogłabym się tym zająć. Przeglądałyśmy ostatnio z Amelie papiery i wychodzi na to, że mamy coraz więcej odbiorców właśnie stamtąd.
- Wiesz.. To wcale nie jest głupie!
- Poza tym… To właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać. – Skinęłam głową. – Wiesz, że zostałam tu dla ciebie i pokochałam to miejsce, ale tęsknie za domem.
- Poczekaj… Chciałaś odejść? – Przymrużył powieki.
- Sama nie wiedziałam co chciałam zrobić i cieszę się, że to ty pierwszy zacząłeś mówić. Chciałabym to wziąć na siebie.
- Jak to mówią, wtedy będzie wilk syty i owca cała. Jednak i tak nie wyobrażam sobie twojej nieobecności tutaj! Kto to wszystko ogarnie jak nie ty? Chcesz nas tu zostawić?
- Od tego mają szefa. – Pokazałam mu język. – Poza tym, nie przesadzaj. Jako wiceprezes i tak będę się tutaj pojawiać i odwiedzać niesfornego brata i jego żonę.
- Całkiem sprytnie sobie to zaplanowałaś. Wiesz, że gdyby nie ta sprawa z filią, nie brałbym pod uwagę twojego odejścia stąd?
- Byłbyś wtedy jedynym szefem. Jeszcze ci źle? – zaśmiałam się.
- Lubię pracować ze swoją siostrą.
- To miłe, ale chciałabym spróbować teraz w Hiszpanii. Może tam teraz spotka mnie coś ciekawego, co? – Poruszyłam brwiami.
- Na razie się nigdzie nie wybierasz. Najpierw zebranie zarządu, a później potwierdzenie utworzenia nowej filii  – powiedział, po czym otworzył szeroko buzię, ziewając, a ja się podniosłam i zrobiłam kilka kroków w stronę wyjścia.
- Nie wiem co tutaj robisz. Po woli zaczynam myśleć, że zamieniasz się w pracoholika. Po takiej podróży powinieneś wrócić do domu, do żony i odpocząć. – Spojrzałam na niego z troską.
                - Ja wiem, wiem.. Dostałem już pogadankę od Very. Załatwię tylko szybko kilka spraw i uciekam - dodał. – Ah, możesz przekazać Peyton, by przyniosła mi kawę? – zawołał jeszcze, a ja posłałam mu w odpowiedzi lekki uśmiech. Wyszłam z pomieszczenia i przekazałam jego asystentce prośbę Oscara o mocną dawkę kofeiny i ruszyłam do siebie. W głowie siedział mi teraz tylko temat szansy powrotu do domu. Nawet jeżeli by było coś nie tak, zawsze mogłam wrócić tutaj i nadal zajmować główne stanowisko. Po siedmiu latach powinnam uważać Californię za swój dom, ale tak nie było. Pracowałam tutaj, uczyłam się i poznawałam nowych ludzi, ale ciągle tęskno mi było do rodzinnych stron. Teraz to się nasiliło i sama nie wiedziałam czym było to spowodowane. Czułam silną potrzebę powrotu i nie mogłam jej nijak zdefiniować.

   Było już późno gdy weszłam do mieszkania. W progu zdjęłam szpilki i odrzuciłam je w kąt. Boso przeszłam przez korytarz i od razu znalazłam się w łazience, gdzie bez namysłu się rozebrałam i weszłam pod prysznic. Byłam zmęczona. Pierwsza połowa dnia minęła szybko, a schody rozpoczęły się po lunchu, gdzie dopadła nas awaria serwera, przez co opóźniła się moja konferencja z oddziałem w Niemczech, a później jeszcze wydłużyła. Na końcu doszło mi jeszcze kilka spraw i nie miałam siły na nic. Jednogłośnie stwierdziłyśmy z Amelie, że dzisiejsze wyjście przełożymy na inny wieczór, a dziś obie odsapniemy w swoich domowych zaciszach.
  Po wyjściu z łazienki ubrałam na siebie leginsy i luźną koszulkę, zamówiłam chińszczyznę i rozsiadłam się na kanapie przed telewizorem. W tym samym momencie usłyszałam dzwonek swojego telefonu, który nadal leżał w torebce w przedpokoju. Zerwałam się z miejsca i odebrałam w ostatnim momencie. W pierwszym momencie usłyszałam pisk i po chwili zobaczyłam na ekranie maleńką, śmiejącą się kruszynkę i jej duże oczy, które były przepiękne.
- No cześć kochanie! – Uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam na kanapie. – Ciocia się stęskniła i to bardzo!
- Więc niech ciocia nas odwiedzi. – Usłyszałam śmiech mojego kuzyna, którego też po chwili ujrzałam. – Tak myślałem, że jeszcze nie będziesz spała.
- Niedawno wróciłam z pracy, a u was już rano. – Uśmiechnęłam się. – Jeżeli już moja o odwiedzinach, to pracuję nad tym, spokojnie  – dodałam. – Co u was słychać? Co u rodziców?
- U nas wszystko w porządku, u rodziców również, a ty zmieniasz się po woli w pracoholika!
- To samo dziś powiedziałam Oscarowi, ale spokojnie. Po prostu mieliśmy niemały młyn i musiałam nad tym zapanować – wytłumaczyłam. – Tobie też tylko piłka w głowie, więc mogę powiedzieć to samo.
- Dziś akurat nie mamy treningu i siedzę z małą. – Pokazał język do kamerki.
- Już dobrze, dobrze. Będziesz się wykręcał, a ja swoje wiem.
- Jak zwykle! – zaśmiał się. – Oj.. – mruknął. – Chyba jednak będę kończył, bo coś mi się wydaje, że moja księżniczka ma dla mnie niespodziankę w pielusze  – dodał, a ja zaczęłam się śmiać. – To wcale nie jest zabawne, Maia! – Naburmuszył się. – Daj znać jak się wyśpisz to wtedy zadzwonię i pogadamy, okej?
- Jasne, do usłyszenia, Marc. – Pożegnałam się i rozłączyłam, włączając głos w telewizorze. Nadal chciało mi się śmiać z tego wszystkiego, bo mój kuzyn był wiecznym dzieckiem, a teraz sam je ma. Niby dorósł i ma swoją rodzinę, ale i tak dla mnie zawsze będzie tym samym Marciem co zwykle. Moim małym kuzyno-braciszkiem, który kiedyś kopał ze mną i swoim bratem piłkę dla zabawy, a teraz podbija z drużyną największe stadiony w Europie i na świcie.

***
Jest i pierwszy rozdział, w którym poznajemy główną bohaterkę. Oficjalnie grzeczną i ułożoną panią bizneswoman, tęskniącą za rodzinnymi stronami. Co będzie dalej? 
I mam cichą nadzieję, że sytuacja poniżej z komentarzami jeszcze się rozkręci :P