Gdy tylko odebraliśmy swoje torby
i przeszliśmy do głównego holu, zauważyłam znajomą postać w idealnie skrojonym
garniturze, która trzymała w rękach kartonik z nazwiskiem Bartra. Od razu
szeroko się uśmiechnęłam i pociągnęłam Marca za rękę. Po chwili mocno tuliłam
starego przyjaciela, z którym w tajemnicy ukartowałam ten przyjazd.
Przedstawiłam Jasonowi ter Stegena i we trójkę wyszliśmy z lotniska w San
Diego. Zaproponowałam Marcowi, że jeżeli spędziliśmy idealne święta w
Niemczech, to w Sylwestra odwiedzimy mojego brata, któremu chciałam zrobić
niespodziankę.
Niedługo później Jason parkował
pod domem Morery, który był przyzdobiony w tysiące światełek. Wysiedliśmy z
Marciem i trzymając się za dłonie, ruszyliśmy bardzo wolno do drzwi. W tym
czasie wyjęłam telefon i wybrałam numer brata.
- Cześć, Maia! – Usłyszałam od
razu w słuchawce. – Nie za wcześnie na noworoczne życzenia? – zaśmiał się.
- Kto powiedział, że dzwonię z
życzeniami? – odgryzłam się. – Jakie macie plany na wieczór?
- Tysiąc! – zawołał. – Ale jednak
zostajemy w domu. Ten sylwester będzie leniwym sylwestrem! A ty i Marc? –
zapytał. Oczywiście był dobrze poinformowany, bo był w stałym kontakcie z
Ericiem i Amelie.
- W zasadzie to też nic
konkretnego… - mruknęłam i spojrzałam na Marca, który pokręcił głową. Znał moje
zdolności do kręcenia. W szczególności on. Teraz zawsze będzie mi to w żartach
wypominał. – Posiedzimy u takich jednych i pogramy im na nerwach – powiedziałam
i nacisnęłam na dzwonek przy drzwiach.
- Poczekaj sekundę, ktoś chyba
przyszedł… - Westchnął Oscar i po chwili słyszałam już kroki po drugiej
stronie. Drzwi się otworzyły, a w progu stanął mój starszy brat w jeansach i
T-shircie. Otworzył szeroko oczy, a ja uwiesiłam się mu na szyi.
***
Do zobaczenia pod koniec maja :)