Codziennie ta sama
droga, te same ulice i te same korki, które dzielą mój apartamentowiec od
biurowca, w którym pracuję. Każdego ranka zdążam wypić kawę, siedząc w fotelu
swojego samochodu i słuchając wiadomości w radio. Obserwuję biegających ludzi,
ważniaków z teczkami, studentów i dzieciaki z plecakami, podążającymi do
szkoły. Każdy się gdzieś śpieszył i nie miał na nic czasu. Właśnie dlatego
brakowało mi tego katalońskiego spokoju.
Punkt dziewiąta pojawiłam się pod biurowcem i wprowadziłam
swoją Teslę na podziemny parking. Zajęłam to samo miejsce co zwykle i wysiadłam
z auta, zabierając swoją torebkę oraz aktówkę. Poprawiłam czarną spódniczkę i
zamknęłam za sobą drzwi. Przeszłam do windy i nacisnęłam guzik z numerem, na
którym mieściło się moje biuro. Patrzyłam na zasuwające się drzwi, gdy w
ostatnim momencie ktoś włożył dłoń pomiędzy nie, a one od razu się rozstąpiły. W progu zobaczyłam uśmiechniętego mężczyznę w garniturze. Wszedł do środka i stanął
obok mnie.
- Witaj. Jak minął poranek? – Uśmiechnął
się cwaniacko i nacisnął guzik odpowiadającemu niższe piętro niż moje. Lucas
Baker, nasz prezes działu reklamy, odrobinę starszy ode mnie i jak zwykle
czarujący. Na początku trochę ze sobą kręciliśmy i dałam się namówić na kilka
wyjść na drinka, ale gdy przekonałam się, że jego hobby to flirtowanie z każdą
napotkaną dziewczyną, od razu to przerwałam.
- W porządku. Nie narzekam,
jednak mógł być lepszy – odpowiedziałam,
przypominając sobie ilość wypitego dzień wcześniej wina razem z Veronicą.
- No tak, budząc się, brakowało ci obok takiego
mężczyzny jak ja.
- Jedyne czego brakowało mi tego ranka to czas.
Myślę, że gdybym wyjechała odrobinę wcześniej, nie natrafiłabym właśnie na takiego
mężczyznę jakim jesteś ty. – Uśmiechnęłam się do niego słodko, a winda
zatrzymała się na jego piętrze. – Miłego dnia, Lucasie. – Skinęłam głową, dając
mu znak, że może już wysiąść i udać się do swojego gabinetu, by w spokoju oddać
się swoim obowiązkom. Bąknął coś pod nosem i wyszedł.
W ciszy wyjechałam
na kolejne piętro i wysiadłam z windy, przemierzając kawałek i zatrzymując się
tuż przy stanowisku mojej sekretarki, Amelie. Była tu ze mną od początku,
wdrażałyśmy się razem i chyba bez niej nie dałabym rady. Jest świetnym
pracownikiem i jednocześnie przyjaciółką.
- Cześć. – Uśmiechnęłam się do
niej szeroko. – Co dziś mamy? – Oparłam się o wysoką ściankę biurka.
- Hej, dziś nie jest tak źle. O
jedenastej masz spotkanie w sprawie przedłużenia umowy z naszą firmą prawniczą,
a o czternastej wideokonferencja z szefem oddziału z Dortmundu. Dzwonili też z
biura produkcyjnego, ale powiedziałam, że oddzwonisz – powiedziała i podała mi stosik dokumentów,
które musiałam zabrać ze sobą do swojego biura. – Jakieś plany na wieczór?
Odkryłam nowy klub. Może tam poszukamy szczęścia? – zaśmiała się.
- Jak najbardziej jestem za – przytaknęłam. – Telefon, prawnicy i
Dortmundu. Taka kolejność – powtórzyłam
sobie.
- Ah, zapomniałabym! Oscar prosił
byś do niego podeszła jak tylko się zjawisz.
- Oscar? Jest w firmie? – Zdziwiłam
się. – Miał wrócić jutro.
- Też tak myślałam, że gdy
przyszłam to już był. Musiał wrócić w nocy i przyjechać tutaj. – Wzruszyła
ramionami.
- Dzięki ci bardzo. – Uśmiechnęłam
się i przeszłam do swojego gabinetu, oddzielonego szklanymi ścianami.
Zostawiłam tam swoją torebkę i dokumenty, wyszłam i skierowałam się do gabinetu
swojego brata. Głównego prezesa naszego przedsiębiorstwa.
Pod nieobecność
jego asystentki, podeszłam do drzwi i delikatnie zapukałam. Weszłam do środka i
dopiero wtedy zauważyłam, że mój brat rozmawiał przez telefon. Uśmiechnął się
do mnie i wskazał ręką bym usiadła. Wybrałam sofę niedaleko biurka i wbiłam w
niego wzrok. Z rozmowy wywnioskowałam, że rozmawiał z Veronicą i że jeszcze się
z nią dziś nie widział. Faktycznie musiał od razu przyjechać do firmy.
Oscar i ja byliśmy
w tym samym wieku, ale mieliśmy inne matki. Nasz szanowny tatuś, miliarder
jednocześnie wplątał się w romans z dwiema kobietami. Jedną w San Diego i drugą
w Barcelonie. Wybrał wygodne życie w Stanach i syna. Co miesiąc łożył jednak na
mnie pieniądze, ale i tak matka nie chciała go widzieć. Nie kiwnął nawet palcem
nawet wtedy, gdy zmarła na raka, który za szybko mi ją odebrał. Miałam sześć
lat i w tym wieku zobaczyłam go po raz pierwszy. Pojawił się na pogrzebie, a ja
jako mała dziewczynka myślałam, że zabierze mnie ze sobą. Zostałam i wcale nie
żałuję, bo zamieszkałam z rodziną wujka, brata mojej matki. Zyskałam dwóch kuzynów,
których szczerze traktowałam jak braci oraz zastępczych rodziców, których
kochałam jak tych prawdziwych.
Nadal przesyłał mi
pieniądze na konto, które szczerze pomagały, bo jak w każdej rodzinie, bywało
różnie. Ciocia z wujkiem nie chcieli przyjmować tych pieniędzy, bo były moje,
ale już jako mała dziewczynka znajdywałam dobre argumenty na to, że powinni z
nich korzystać.
Kolejny raz usłyszałam o nim dopiero gdy dostałam telefon od
jego prawnika z informacją o jego śmierci i testamencie, na którego odczytaniu
mam obowiązek się stawić. Miałam wtedy dziewiętnaście lat i nawet jeszcze nie
wiedziałam co chcę robić w życiu.
Dopiero w trakcie lotu uświadomiłam sobie, że w
końcu poznam swojego biologicznego brata. Wyobrażałam sobie go jako nadętego
chłoptasia, zadufanego w sobie i mającego wszystko gdzieś, tak samo jak nasz
ojciec. W końcu go wychowywał. Miałam zamiar usiąść w gabinecie prawnika,
odsłuchać treść testamentu i wrócić od razu do domu. Moje plany szlak trafił,
bo do tego czasu jestem w San Diego i współprowadzę firmę.
Mojego brata poznałam w korytarzu, czekając aż
wezwą nas na odczytanie dokumentu. Siedzieliśmy obok siebie i zaczęliśmy
rozmawiać. Wydawał się być normalnym chłopakiem z głową na karku. Dopiero gdy
nas poproszono, okazało się, że jesteśmy rodzeństwem. Matka Oscara dostała na
własność dom w którym mieszkali, a cała reszta została sprawiedliwie
rozdzielona pomiędzy naszą dwójkę. Chciałam się zrzec tego i wrócić, ale to
brat na mnie wpłynął, mówiąc, że chce mnie poznać i poprowadzić razem firmę,
której od teraz byliśmy współwłaścicielami. Wtedy nie wiedziałam o tym nic, o
prowadzeniu firmy, o tym czym się zajmuje i tak dalej. Z czasem jednak wszystko
przyszło samo i jest dla mnie czymś naturalnym.
- Dziś przyjadę wcześniej. Muszę
załatwić kilka spraw i porozmawiać z Maią – powiedział. – Do zobaczenia,
skarbie. Do później – dodał i odłożył
telefon na biurko.
- Mój zapracowany braciszek… - zaśmiałam się,
wciąż mu się przyglądając. Chłopak o średnim wzroście, o ciemnej karnacji w
spodniach garniturowych i białej koszuli z długimi rękawami oraz czarnym
krawatem podniósł się z miejsca, podszedł po czym opadł na sofę naprzeciw,
wykładając nogi na niski stolik przed sobą.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. – Uśmiechnął
się, a ja zauważyłam na jego rękawkach spinki, które dostał ode mnie na swoje
ostatnie urodziny. – Chciałem porozmawiać, bo załatwiłem kilka spraw na
wyjeździe i musimy coś postanowić. Mam pewien pomysł.
- Tak naprawdę to również
chciałam z tobą o czymś porozmawiać, ale to nie jest sprawa firmy, więc mów. – Skinęłam
głową.
- Zamiast jednego, pozyskałem
dwóch inwestorów , a i przy okazji możliwość podpisania kontraktu w nowymi
odbiorcami. Rozmawiałem też z przedstawicielami naszych oddziałów w Anglii i
Francji. Mamy coraz więcej zamówień i chętnych.
- Mam dziś rozmawiać z Dortmundem,
więc przedstawią mi swój raport. Jest naprawdę świetnie.
- Idzie nam lepiej, niż ojcu. Jesteśmy chwaleni
w tej branży, a pamiętam jak wróżyli nam wielką klapę, bo dwójka nastolatków
bierze się za szefowanie. – Zauważył. – Pomyślałem sobie właśnie, że moglibyśmy
otworzyć kolejny oddział i kolejną fabrykę. Jak tak dalej pójdzie, to ta tutaj
nie nadąży z produkcją.
- Dysponujemy najlepszą jakością
części samochodowych, więc wcale mnie to nie dziwi. Poza tym, to bardzo dobry
pomysł. – Przyznałam mu rację. Chcieliśmy się rozwijać, a jeżeli o to chodzi,
Oscar zawsze trafiał w dziesiątkę ze swoimi pomysłami.
- W takim razie pomyślmy o
miejscu – powiedział, a w mojej głowie
od razu zrodził się pewien pomysł. Rzecz, którą chciałam poruszyć w rozmowie z
bratem. Coraz częściej myślałam o powrocie i to nie był zwykły kaprys bogatej
dziewczynki, która ma dosyć wszystkiego.
- Oscar, mam pewien pomysł… - Zaczęłam
niepewnie, a on spojrzał na mnie. – Znajdźmy miejsce w Hiszpanii. Otwórzmy tam
filię i później pomyślimy nad fabryką. Mogłabym się tym zająć. Przeglądałyśmy
ostatnio z Amelie papiery i wychodzi na to, że mamy coraz więcej odbiorców
właśnie stamtąd.
- Wiesz.. To wcale nie jest
głupie!
- Poza tym… To właśnie o tym
chciałam z tobą porozmawiać. – Skinęłam głową. – Wiesz, że zostałam tu dla
ciebie i pokochałam to miejsce, ale tęsknie za domem.
- Poczekaj… Chciałaś odejść? – Przymrużył
powieki.
- Sama nie wiedziałam co chciałam
zrobić i cieszę się, że to ty pierwszy zacząłeś mówić. Chciałabym to wziąć na
siebie.
- Jak to mówią, wtedy będzie wilk
syty i owca cała. Jednak i tak nie wyobrażam sobie twojej nieobecności tutaj!
Kto to wszystko ogarnie jak nie ty? Chcesz nas tu zostawić?
- Od tego mają szefa. – Pokazałam
mu język. – Poza tym, nie przesadzaj. Jako wiceprezes i tak będę się tutaj
pojawiać i odwiedzać niesfornego brata i jego żonę.
- Całkiem sprytnie sobie to
zaplanowałaś. Wiesz, że gdyby nie ta sprawa z filią, nie brałbym pod uwagę
twojego odejścia stąd?
- Byłbyś wtedy jedynym szefem.
Jeszcze ci źle? – zaśmiałam się.
- Lubię pracować ze swoją
siostrą.
- To miłe, ale chciałabym
spróbować teraz w Hiszpanii. Może tam teraz spotka mnie coś ciekawego, co? – Poruszyłam
brwiami.
- Na razie się nigdzie nie
wybierasz. Najpierw zebranie zarządu, a później potwierdzenie utworzenia nowej
filii – powiedział, po czym otworzył
szeroko buzię, ziewając, a ja się podniosłam i zrobiłam kilka kroków w stronę
wyjścia.
- Nie wiem co tutaj robisz. Po
woli zaczynam myśleć, że zamieniasz się w pracoholika. Po takiej podróży
powinieneś wrócić do domu, do żony i odpocząć. – Spojrzałam na niego z troską.
- Ja
wiem, wiem.. Dostałem już pogadankę od Very. Załatwię tylko szybko kilka spraw i
uciekam - dodał. – Ah, możesz przekazać Peyton, by przyniosła mi kawę? – zawołał
jeszcze, a ja posłałam mu w odpowiedzi lekki uśmiech. Wyszłam z pomieszczenia i
przekazałam jego asystentce prośbę Oscara o mocną dawkę kofeiny i ruszyłam do
siebie. W głowie siedział mi teraz tylko temat szansy powrotu do domu. Nawet
jeżeli by było coś nie tak, zawsze mogłam wrócić tutaj i nadal zajmować główne
stanowisko. Po siedmiu latach powinnam uważać Californię za swój dom, ale tak
nie było. Pracowałam tutaj, uczyłam się i poznawałam nowych ludzi, ale ciągle
tęskno mi było do rodzinnych stron. Teraz to się nasiliło i sama nie wiedziałam
czym było to spowodowane. Czułam silną potrzebę powrotu i nie mogłam jej nijak
zdefiniować.
Było już późno gdy weszłam do mieszkania. W
progu zdjęłam szpilki i odrzuciłam je w kąt. Boso przeszłam przez korytarz i od
razu znalazłam się w łazience, gdzie bez namysłu się rozebrałam i weszłam pod
prysznic. Byłam zmęczona. Pierwsza połowa dnia minęła szybko, a schody
rozpoczęły się po lunchu, gdzie dopadła nas awaria serwera, przez co opóźniła
się moja konferencja z oddziałem w Niemczech, a później jeszcze wydłużyła. Na
końcu doszło mi jeszcze kilka spraw i nie miałam siły na nic. Jednogłośnie
stwierdziłyśmy z Amelie, że dzisiejsze wyjście przełożymy na inny wieczór, a
dziś obie odsapniemy w swoich domowych zaciszach.
Po wyjściu z łazienki ubrałam na siebie leginsy i
luźną koszulkę, zamówiłam chińszczyznę i rozsiadłam się na kanapie przed
telewizorem. W tym samym momencie usłyszałam dzwonek swojego telefonu, który
nadal leżał w torebce w przedpokoju. Zerwałam się z miejsca i odebrałam w
ostatnim momencie. W pierwszym momencie usłyszałam pisk i po chwili zobaczyłam
na ekranie maleńką, śmiejącą się kruszynkę i jej duże oczy, które były
przepiękne.
- No cześć kochanie! – Uśmiechnęłam
się szeroko i usiadłam na kanapie. – Ciocia się stęskniła i to bardzo!
- Więc niech ciocia nas odwiedzi.
– Usłyszałam śmiech mojego kuzyna, którego też po chwili ujrzałam. – Tak
myślałem, że jeszcze nie będziesz spała.
- Niedawno wróciłam z pracy, a u
was już rano. – Uśmiechnęłam się. – Jeżeli już moja o odwiedzinach, to pracuję
nad tym, spokojnie – dodałam. – Co u was
słychać? Co u rodziców?
- U nas wszystko w porządku, u
rodziców również, a ty zmieniasz się po woli w pracoholika!
- To samo dziś powiedziałam
Oscarowi, ale spokojnie. Po prostu mieliśmy niemały młyn i musiałam nad tym
zapanować – wytłumaczyłam. – Tobie też tylko piłka w głowie, więc mogę
powiedzieć to samo.
- Dziś akurat nie mamy treningu i
siedzę z małą. – Pokazał język do kamerki.
- Już dobrze, dobrze. Będziesz
się wykręcał, a ja swoje wiem.
- Jak zwykle! – zaśmiał się. –
Oj.. – mruknął. – Chyba jednak będę kończył, bo coś mi się wydaje, że moja
księżniczka ma dla mnie niespodziankę w pielusze – dodał, a ja zaczęłam się śmiać. – To wcale
nie jest zabawne, Maia! – Naburmuszył się. – Daj znać jak się wyśpisz to wtedy
zadzwonię i pogadamy, okej?
- Jasne, do usłyszenia, Marc. –
Pożegnałam się i rozłączyłam, włączając głos w telewizorze. Nadal chciało mi
się śmiać z tego wszystkiego, bo mój kuzyn był wiecznym dzieckiem, a teraz sam
je ma. Niby dorósł i ma swoją rodzinę, ale i tak dla mnie zawsze będzie tym
samym Marciem co zwykle. Moim małym kuzyno-braciszkiem, który kiedyś kopał ze
mną i swoim bratem piłkę dla zabawy, a teraz podbija z drużyną największe
stadiony w Europie i na świcie.
***
Jest i pierwszy rozdział, w którym poznajemy główną bohaterkę. Oficjalnie grzeczną i ułożoną panią bizneswoman, tęskniącą za rodzinnymi stronami. Co będzie dalej?
I mam cichą nadzieję, że sytuacja poniżej z komentarzami jeszcze się rozkręci :P
Wyczuwam, że dalej może być tylko lepiej i z każdym rozdziałem będziemy poznawać bohaterkę od innej strony. Maia sporo przeszła jako nastolatka i wcale się nie dziwie, że chce wrócić do bliskich, których zostawiła w Barcelonie.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. <3
Najlepszy ostatni akapit :D Wyobrażam sobie Bartrę, który zmienia pieluszkę i nie mogę przestać się śmiać. Oby ich szybko odwiedziła!
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość.
Uwielbiam Twoje rozdziały, kochana. Jestem spragniona szybkiej kontynuacji. ;*
OdpowiedzUsuńWow! Wydaje mi się, czy już ci się wyrobił styl, a przy okazji naprawdę podniósł poziom pisania... Konkretne postępy. Oczywiście to nie ubliżanie, a komplement! Zachwyciłaś mnie początkiem rozdziału i opisami, a już ciąg dalszy popłynął, bo to naprawdę dobre opowiadanie. Podoba mi się pomysł.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział.
Pozdrawiam.
Przypomniało mi się! Tym opowiadaniem i niektórymi elementami fabuły podsunęłaś mi pewien pomysł. ;)
Usuńza dnia grzeczna i ułożona, a w Barcelonie pewnie będzie szaleć, haha XD ale nie no, nie miała ciekawie w życiu, aczkolwiek na szczęście się skończyło...w miarę szczęśliwie, prawda? brakuje jej tylko tej miłości... ale czy będąc współwłaścicielem firmy ma się na to czas?
OdpowiedzUsuńjeju, ciekawe, kiedy wróci do Barcelony...:3
czekam na kolejny! :3
hej, jestem :)
OdpowiedzUsuństrasznie mi się tu podoba, no i obsada bardzo na tak jak dla mnie :D
mimo, że mało tu było Marca, to już go polubiłam. Świetny tatuś (tak myślę!) (:
czekam na kolejny i będę na 100%
ściskam :*
Podoba mi się tutaj :D
OdpowiedzUsuńTak sobie pomyślałam o Mai "cicha woda brzegi rwie" i mam wrażenie, że nieźle się nam tutaj rozkręci ;)
Myślę, że będzie na prawdę ciekawie :D
Weny ❤
Przyznam się szczerze, że trafiłam już tutaj, ale nie miałam jakoś czasu na komentarz i zostawiłam go na później, a potem się okazało, że nadal nie miałam czasu. :D
OdpowiedzUsuńAle skupiając się na rozdziale. Cudo!
Sam bohater, który będzie grał tutaj główną rolę, jest moim ulubionym i naszukałam się opowiadań o nim, ale jakoś mnie nie porwały. Tutaj jest dopiero początek, a mi się już podoba, pomimo tego, że jeszcze nie ma tutaj ter Stegena. ^^
Ciekawie się zaczyna. Ułożona dziewczyna, z wielkimi ambicjami i głową na karku... Aż jestem ogromnie ciekawa tej historii!
No i Marc zmieniający pieluszkę.. kocham. :D♥
Czekam z niecierpliwością na dwójeczkę.
Pozdrawiam. ;*
Cieszę się, że Maia nie musiała podejmować drastycznego kroku jakim jest rzucenie pracy, a zamiast tego może mieszkać w ukochanym miejście i wciąż zajmować się firmą ;)
OdpowiedzUsuńPodobają mi się jej relację z Marciem :) Czekam na następny! I oczywiście na Marca-Andre! :D
Pozdrawiam,
Ana :)