czwartek, 8 grudnia 2016

ROZDZIAŁ 9

               Leżałam na dywanie tuż obok Gali, która leżała na specjalnej macie. Dziewczynka obserwowała swoimi dużymi oczami małe, pluszowe zwierzątka, wiszące nad nią.
Spędziłam u nich całe popołudnie. Leniwy czas z rodziną. Mogłam poplotkować z Melissą i pożartować trochę z Marciem. Cały ten czas płynął za szybko, bo dopiero co się tu przeniosłam, a już nadchodziła końcówka listopada i trzeba było zacząć myśleć nad planami na święta, a później na noc sylwestrową. Zaczęliśmy wspominać o wszystkich poprzednich spotkaniach rodzinnych w czasie zimowych świąt, każde zabawne wydarzenie i anegdotę. Czasami nawet śmialiśmy się do rozpuku, a Melissa dowiadywała się o sytuacjach, o których nie miała jeszcze pojęcia.
                - Ciekawe co wydarzy się w tym roku.. – zamyśliła się Melissa, zabierając swoją szklankę z mrożoną kawą i upijając jej łyk.
                - Maia w końcu może kogoś przyprowadzi! – Wyszczerzył się Marc, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Jeszcze mi brakowało, by on zaczynał ten temat..
                - Gdy przyjdzie pora, przyprowadzi. – Mel stanęła po mojej stronie.
                - Dziękuję! Zgadzam się z tym – odpowiedziałam i podniosłam się z podłogi. – Ostatecznie zostanę poślubiona mojej pracy.
                - Nie przesadzaj. Oscar jakoś znalazł swoją Veronicę i mają się dobrze. – Zauważyła Melissa. Miała rację. Byli naprawdę zgodną parą i wcale nie zepsutą pod wpływem pieniędzy, które mieli. Veronica też nie była typem damulki, a była całkowicie normalną i świetną dziewczyną. Oscar był typowym pracoholikiem, jak ja… A żona go temperowała.
                - Oni są wyjątkiem od normy. Wy nim jesteście. I twoi rodzice. – Spojrzałam na Marca. – Może kiedyś trafię na tego jedynego, wymarzonego. Ale to kiedyś! – dodałam i spojrzałam jeszcze na małą chrześnicę.
- Nie zapatruj się tak, tylko pracuj nad swoim – zaśmiał się mój kuzyn. – Z resztą, może też już czas na Oscara i Verę, skoro już o nich rozmawiamy, co? – Zaczął rozmyślać, a ja pokręciłam głową i spojrzałam  na swój telefon, który wcześniej wyciszyłam. Miałam tam tylko dwa nieodebrane połączenia od brata.
- O wilku mowa… Oddzwonię do Oscara. – Uśmiechnęłam się do nich i zabrałam swój sweter z oparcia, po czym wyszłam na taras. Wieczory były już chłodne, a ja nie zamierzałam zmarznąć, a później biegać z chusteczką przy nosie.
                - No w końcu! – Usłyszałam głos brata. – Do ciebie to dodzwonić się..
                - Nie przesadzaj już… Wyciszyłam go, bo przedtem Gala spała, a jestem u Marca – odpowiedziałam.
                - A zadzwoniłem, by cię przeprosić.. – powiedział, czym trochę mnie zaskoczył. – Bo ty nic mi nie mówisz, a dowiaduję się o wszystkim dopiero od Erica – mówił dalej, a ja jeszcze bardziej zdurniałam. – Przepraszam, że wysłałem tam Ethana. Zapewniał mnie, że się zmienił i chce cię odzyskać. Nie wiedziałem, że już kogoś masz tam!
                - Co? – wydukałam.
                - No ten piłkarz. Głupio mi, ale to twoja wina, bo mi nic nie powiedziałaś wcześniej! – dorzucił, a mnie wcięło.
                - Achhh.. I to Eric ci o wszystkim opowiedział, tak?
                - No tak..
                - Oscar, oddzwonię do ciebie jutro, dobrze? Wołają mnie do środka – skłamałam. – Do usłyszenia – dodałam i rozłączyłam się, po czym głośno krzyknęłam, przez co po chwili na tarasie pojawił się obrońca.
                - Co się stało? – Podszedł do mnie i spojrzał troskliwie.
                - Nic, kompletnie nic – westchnęłam i zaczęłam chodzić w kółko.
                - Przecież widzę. Jesteś na coś wściekła.
                - Wściekła? Gdzie tam… - warknęłam. – Tylko nasi bracia próbują mi ułożyć życie! Jeden tu, a drugi na odległość!
                - Hej, Maia.. Co jest grane, co? – Stanął przy mnie i położył mi ręce na barkach. Popatrzyłam na niego przez ułamek sekundy, po czym spuściłam wzrok. O Ethanie wiedział wszystko. O tym, że tu teraz pracował, też. O Matsie wiedział tylko tyle, że poznaliśmy się na chrzcinach. Czyli nic nie wiedział, bo nawet to nie było prawdą.
                - Oscar się przyznał, że przysłał celowo Rossa. Przeprosił, bo Eric nagadał mu jakichś głupot! – dodałam głośniej.
                - Oj, siostra… - jęknął i mocno mnie przytulił. – Pozbędziesz się go przy najbliższej możliwej okazji, a teraz niech ogarnie dla ciebie firmę – dodał ze śmiechem.
                - Inaczej dawno by go tu nie było.. – westchnęłam.

Zostałam porwana tak jakby z ulicy. To znaczy zaciągnięta na kawę i kawałek przepysznego ciasta. Raquel uparła się, że muszę ich odwiedzić, bo dawno mnie u nich nie było, więc posłusznie przyjęłam zaproszenie wyszłam z blondynką i jej córeczką do nich na kawę.
Siedziałyśmy już chwilę przy stole, a obok mnie siedziała Althea, kolorująca obrazki. Chodziła za mną krok w krok. Nawet zasmuciła się, gdy musiałam wyjść na chwilę do łazienki. Jej mama stwierdziła, że działam na dzieci jak magnez, bo przecież Gala gdy mnie widzi, też zaczyna się uśmiechać. Ale miała rację, zawsze byłam dobrą niańką.. Przez co byłam wykorzystywana przez ciotki, by siedzieć z młodszymi kuzynami. Mała blondyneczka była bardzo grzeczną dziewczynką, więc mogłam z nią siedzieć. Cieszyła się, gdy chwaliłam jej kolorowe rysunki.
Drzwi mieszkania Rakiticiów się otworzyły, a do środka wszedł gospodarz, a zaraz za nim wysoki blondyn. Teraz jakoś przyjmowałam to ze spokojem. Przyzwyczaiłam się do jego obecności. Byliśmy po prostu znajomymi sąsiadami i chyba zrozumiał, że z mojej strony nie może liczyć na nic więcej. Już nawet nie reagowałam na jego uśmiech czy spojrzenia. Chyba…
Siedzieliśmy wszyscy jeszcze chwilę i rozmawialiśmy o naszym osiedlu, dziwnych ludziach mieszkających na nim i zabawnych sytuacjach. W dodatku nawet nie wiedzieliśmy kiedy zaczęło się ściemniać i chmurzyć.
Stwierdziłam, że w końcu trzeba wrócić do siebie. Podziękowałam za gościnę i ruszyłam do wyjścia, po czym usłyszałam, że Marc również zmobilizował się do wyjścia. Pożegnaliśmy się z rodziną i wyszliśmy z ich mieszkania. Co prawda, Marc miał bliżej do swojego bloku skręcając na lewo z klatki Rakiticiów, ale ruszył razem ze mną w drugą stronę.
- Pogoda się psuje.. – westchnęłam, patrząc w niebo. Cały dzień było ładnie, a teraz zaczęło się chmurzyć, a niebo pociemniało, w dodatku jeszcze zerwał się wiatr.
- Spokojnie, zdążymy wrócić, by nas nie zmoczyło. – Uśmiechnął się, a po chwili poczułam mokrą kropkę na nosie. I następną. I kolejną. W jednej sekundzie zaczęło lać. Automatycznie zaczęliśmy biec, by wpaść do środka budynku, w którym mieszkałam.
- Mówiłeś coś może? – pisnęłam, próbując złapać oddech. Dla niego ta przebieżka była zwykłym spacerkiem…
- Tego się nie spodziewałem! – zawołał, śmiejąc się. Najlepsze było to, że zdążyliśmy nawet zmoknąć..
- To wejdźmy na górę się wysuszyć.. – Kiwnęłam głową, a on na to przystanął. Niedługo później wchodziliśmy już do mojego mieszkania. Od razu pobiegłam na górę, by zabrać z szafki czyste ręczniki, z czego jeden rzuciłam piłkarzowi. Szybko się przebrałam i wróciłam, nastawiając wodę na coś ciepłego. I tak właśnie spędziliśmy cały wieczór, siedząc przy gorącej herbacie, obgadując Thomasa i Amelie, śmiejąc się z głupiego serialu w telewizji, który włączyłam. I nie, nie otworzyliśmy żadnego wina, a Marc nie zasnął na mojej kanapie. Gdy przestał padać deszcz, bramkarz grzecznie się pożegnał i wrócił do siebie.

Byłam naprawdę wykończona. W ciągu ostatnich 48 godzin, spałam może sześć z nich… Nie dosyć, że w biurze mieliśmy niemałe zawirowanie to jeszcze walczyliśmy zaciekle by wykupić spory teren pod nową fabrykę. Zaczynaliśmy z kilkoma konkurentami z innych branży, a dziś już na polu bitwy zostaliśmy my i spora  firma, która tworzy wyroby ceramiczne. Miejsce było naprawdę dobre, bo oddalone od zabudowań, bez żadnych roślinek i gniazd ptaszków, które były zagrożone. Nikt nie mógł się przyczepić.  Pozwolenie na zagospodarowanie przez nas terenu leżało już na biurku w urzędzie, tylko czekali na potwierdzenie, że kupiliśmy ten teren. Ja siedziałam jak na szpilkach, całe biuro i w dodatku Oscar panikował w Stanach. Jeżeli nam się uda, to będzie naprawdę duży sukces. Nie będziemy już wtedy ponosić takiego kosztu na eksport produktów do Europy.
Siedziałam przy barze w lokalu naprzeciw naszego biurowca. Przede mną stała szklaneczka z niebieskim drinkiem. Sączyłam go bardzo wolno, bo nawet nie miałam siły na powrót do mieszkania. Po chwili obok mnie usiadł Ethan i zamówił dla siebie whisky. Też dopiero musiał wyjść z biura.
- Powinnaś wrócić do domu i jakoś odreagować. Nie powinni nas przebić. Z Oscarem zaproponowaliście wysoką kwotę – powiedział i po chwili upił łyk trunku.
- Chyba w tym momencie nie potrafię być aż taka spokojna.. – westchnęłam. Nawet nie miałam siły na to, by go spławić ani na to, by się z nim kłócić.
- Musimy myśleć pozytywnie – stwierdził. – W końcu nie na darmo tu wszyscy przyjechaliśmy.
- Właśnie… Mogę cię o coś zapytać? – Spojrzałam na niego. – Wiem co powiedziałeś Oscarowi. Chciałeś przyjechać, bo miałeś nadzieję, że ci wybaczę. Naprawdę myślałeś, że tak od razu wskoczę ci w ramiona i powiem, że tylko na ciebie czekałam? – zapytałam. Chyba jednak nie spodziewał się, że brat powtórzy mi jego słowa. Przyjaźnili się i chyba właśnie stracił do niego zaufanie, jeżeli chodzi o mnie.
- Trochę.. to znaczy nie! – Otworzył szerzej oczy. – To nie tak, Maia. Miałem nadzieję, że po prostu dasz mi drugą szansę. Teraz widzę, że jej nie dostanę – dodał ciszej.
- Dobrze to widzisz, ponieważ jedyne co nas teraz ze sobą łączy to praca – odpowiedziałam. Cieszył mnie fakt, że jednak to zrozumiał.
W tej samej chwili usłyszeliśmy dźwięki naszych telefonów. Na oba jednocześnie przyszła jakaś wiadomość. Wzięłam swoją komórkę do ręki i spojrzałam na wyświetlacz. Była to wiadomość od naszego dewelopera. Poczułam jak serce zaczyna mi podchodzić do gardła, więc szybko nacisnęłam na chmurkę SMSa: „Oficjalnie, Morera Motors zakupiło działkę pod nową fabrykę!”
Spojrzałam na Rossa, a on na mnie, po czym znów popatrzyłam na ciąg literek na ekranie. Zapiszczałam i automatycznie przytuliłam chłopaka. Dopiero po chwili spoważniałam, gdy zobaczyłam, że każdy się na nas patrzy. Kiwnęłam przepraszająco głową do towarzystwa i dopiero po chwili do mnie dotarło, że z tej radości wpadłam w ramiona Ethana. Odrobinę się speszyłam, ale nadal od środka rozsadzała mnie ta radość.
- Musimy wrócić do biura i napisać maila do urzędu. Rano muszą podpisać nasz papier! – powiedziałam już normalnym tonem i zabrałam szybko torebkę. Ethan rzucił na blat banknot za nasze drinki i razem wybiegliśmy z pomieszczenia. Na szczęście nic nie jechało, więc szybko przeszliśmy przez pasy i wpadliśmy do biurowca. Winda zawiozła nas na nasze piętro, które było już puste. Oboje weszliśmy do mojego gabinetu i tam od razu zabrałam się za stukanie wiadomości do zaznajomionej osoby w urzędzie. Amerykanin stał za moim fotelem i patrzył mi przez ramię.
Gdy pisałam ostatnie zdanie, zadzwonił telefon, a na wyświetlaczu pojawiła się twarz mojego brata.
- Wiesz już?! – Usłyszałam w słuchawce, gdy tylko odebrałam połączenie.
- No przecież! Oscar, tak się cieszę! – mówiłam, uśmiechając się od ucha do ucha. – Wróciłam się do biura i piszę maila do Cataliny!
- Maia, obiecałaś, że pójdziesz do domu i się położysz! – Zawołał Oscar. Rozmawiałam z nim jakieś dwie godziny temu i wtedy prawił mi kazania. Oczywiście ktoś serdeczny wygadał mu o moim ostatnim funkcjonowaniu. Pewnie sam tak robił, a Veronica stała nad nim jak śmierć z kosą.
- Już wracam – zaśmiałam się. – To przez tę wiadomość!
- Cieszy się jak dziecko, które dostało cukierka. – Za mną odezwał się Ross, o którego obecności właśnie mi przypomniał.
- To Ethan? Z tobą w jednym pomieszczeniu? I wciąż jest w stanie mówić?
- Zatkaj się, braciszku! – Pokręciłam głową. – Jutro zbierzemy się na wideokonferencji i ustalimy co i jak. Do jutra. Pozdrów Verę.
- Pa, Maia! Ty pozdrów Rossa – zaśmiał się i rozłączył.
- Ostatnio panowała taka atmosfera, gdy wygraliście ten ważny przetarg niedługo, jak dołączyłem do zespołu – powiedział chłopak, a ja odwróciłam się do niego. Stał obok i lekko się uśmiechał. – To wszystko zasługa twoja i Oscara.
- Jak i całego zespołu – dodałam od siebie, po czym skończyłam list i go wysłałam. Faktycznie, pamiętam ten duży przetarg. Był to pierwszy po tym, jak objęliśmy firmę. Tak naprawdę on zadecydował, że ludzie zaczęli mówić o sukcesie dzieci wielkiego biznesmena Morery. Pamiętam, że nie podobało mi się to określenie, bo nie chciałam mieć nic wspólnego z ojcem i wszystkiego uczyłam się od Oscara, ale nie zmienię tego, kim był mój ojciec. – A teraz słuchaj polecenia służbowego, wracamy do mieszkań i w końcu się wysypiamy! – powiedziałam i wstałam. Zgasiłam światło i oboje wyszliśmy z gabinetu.
- Może powinnaś zrobić sobie jutro wolne? Ostatnio pracowałaś jak dziesięciu.
- I tak przyjdę na wideokonferencję, a później faktycznie może się urwę.. – Wzruszyłam ramionami. – Cieszę się, że już po wszystkim! – Uśmiechnęłam się szeroko, gdy wsiedliśmy do windy.
- Teraz to dopiero się zacznie! Budowa i tak dalej – zaśmiał się.
- Oj cicho, daj mi się nacieszyć tą chwilą! – Zaczęłam się śmiać.
Pożegnaliśmy się z ochroniarzem i wyszliśmy przed budynek, a później znów na drugą stronę na postój taksówek. Ethan musiał zostawić samochód pod biurem, bo już był po whisky, a ja i tak rano przyjechałam tu z Amelie, która zainwestowała w swój własny pojazd. Na moje nieszczęście, na postoju stał tylko jeden samochód..
- Jesteś jeszcze dziś na mnie skazana. – Uśmiechnął się lekko i otworzył tylne drzwi. – Najpierw cię odwieziemy, a później mnie.
Nie protestowałam. Wsiadłam, a on za mną. Podałam adres kierowcy i ruszyliśmy. Droga minęła mi na słuchaniu muzyki, lecącej z radia. Wróciłam do mieszkania, przebrałam się i położyłam do łóżka. Tej nocy spałam niczym małe dziecko.