czwartek, 28 lipca 2016

ROZDZIAŁ 3

      Po wyjściu z lotniska, poczułam olbrzymi napływ energii. Tak właśnie podziałał na mnie powrót do Katalonii. To samo słońce, to samo niebo, ale całkiem inne miejsce, klimat, ludzie… Nawet jazda taksówką była inna. Z entuzjazmem małego dziecka wpatrywałam się w przemijający obraz uliczek, jakbym widziała to po raz pierwszy, a ja najzwyczajniej w świecie się stęskniłam za domem.
   Weszliśmy do jego mieszkania, w którym o dziwo panował idealny porządek. Na wieszakach w przedpokoju wisiała tylko jedna kurtka, a buty były pochowane do niskiej szafki. Nigdzie nie walały się żadne ubrania, kurze były wytarte, a podłogi pozmywane. Tak jakby nagle to mieszkanie dostało nowego właściciela. Eric również nie mógł uwierzyć w ten obrazek, ale szybko odnaleźliśmy sprawcę całego zamieszania – ciocia Montse, która zostawiła karteczkę na lodówce ze słowami zganienia dla swojego syna, że zaprosił mnie w taki bałagan. Już dawno ustaliliśmy, że jednak zatrzymam się u Erica, gdy przylecę na chrzciny małej, bo było bliżej do centrum, a w moim starym domu i tak mieli sporo do zrobienia przed tym małym przyjęciem.
  Zdążyłam się rozgościć w mieszkaniu kuzyna. Rozpakowałam swoje rzeczy do pustej szafki w drugim pokoju i później zadzwoniłam do cioci, by powiedzieć, że już jesteśmy. Rozmawiałam z nią dobrą godzinę, zanim w końcu stwierdziłam, że jeszcze zdążymy się nagadać następnego dnia u Marca. Później jeszcze wykręciłam numer drugiego kuzyna, by również się zameldować w Barcelonie, a po tym położyłam się na chwilę, by odpocząć.
     Gdy się przebudziłam, było już po dziewiętnastej. Podniosłam się z łóżka, przeczesałam palcami włosy i wyszłam z pokoju. W dużym pokoju połączonym z kuchnią siedział na kanapie rozłożony Eric i sam drzemał przy włączonym telewizorze. Wzięłam sobie czystą szklankę, do której nalałam wody mineralnej i upiłam jej łyk.
 - Mam pewien pomysł – powiedziałam głośniej, a on odwrócił głowę w moją stronę i otworzył jedno oko. – Chodźmy gdzieś. – Uśmiechnęłam się szeroko, a on westchnął. Eric zawsze był typem domatora, w szczególności wieczorem. – Nie bądź taki! – Odstawiłam szklankę i usiadłam obok niego. – Proszę, proszę, proszę! – Zrobiłam słodką minkę, na którą nabierałam wszystkich już w dzieciństwie.
 - Ale gdzie chcesz iść? – Usiadł prosto, przetarł oczy i wyłączył telewizor.
 - Mało to tych wszystkich klubów? Chcę się napić i potańczyć! – powiedziałam. Tak, wspominałam, że nie znoszę tych wszystkich sztywnych bankietów, na których pasowało zazwyczaj być, by zdobyć klientów lub pokazać się mediom, ale imprezy tutaj… To była całkiem inna bajka. Tu można było się pobawić i nie było jakichś tam ograniczeń. Nie wytykano ci później, że tak nie powinnaś się ubrać czy zachować. Brakowało mi tego z wcześniejszych lat.
 - Dobra… - mruknął, a ja prawie pisnęłam. – Wypiję kawę, przebiorę się i możemy iść – dodał, a ja pokiwałam energicznie głową i ucałowałam go w policzek.

     Eric wydawał się być cichy i spokojny, ale gdy już udawało się go gdzieś wyciągnąć, bawił się równo z innymi. Od razu gdy weszliśmy do klubu, wyciągnęłam go chwilę na parkiet, gdzie wywijaliśmy do najlepszych, hiszpańskich kawałków. W San Diego czasem wychodziliśmy z Oscarem i Veronicą na latynoskie wieczorki i bawiliśmy się do rana, ale później trzeba było znów ubrać maskę kogoś poważnego i wstawić się na spotkaniu zarządu firmy.
      Usiedliśmy w końcu przy barze i każde z nas zamówiło sobie po drinku. Ja nawijałam mu ciągle o tym jak zmieniło się w tym klubie, o różnicach, porównując go do klubów w Stanach i ludziach bawiących się, a on ciągle stukał w swój telefon. W pewnym momencie zauważyłam, że to nie było bezcelowe. Uśmiechał się co chwilę do tego telefonu, jakby pisał z jakąś dziewczyną.
 - Eric, a czy ty czasem kogoś nie masz? – zapytałam w jednym momencie, nagle całkowicie zmieniając temat tego o czym mówiłam.
 - Co? – Sam wyrwał się z transu. – Chyba nie.. – dodał i wtedy znów coś mu przyszyło i uśmiechnął się tak jak dziecko uśmiecha się na widok lizaka.
 - Yhmmm.. Chyba? – zaśmiałam się. – Czemu nic nie mówiłeś?
 - Bo nie wiedziałem czy cokolwiek wypali. – Przewrócił oczami. – Wolałem przeczekać.
- Więc może zamiast tak stukać w to szkiełko, porozmawiasz z nią na żywo?
 - Ale sama chciałaś gdzieś wyjść… A nie powinienem zostawiać cię tu samej – dodał poważnie, a ja znów się zaśmiałam.
 - Nie jestem już małą dziewczynką, Eric… Posiedzę tu chwilę i zbieram się, a ty już uciekaj do tej dziewczyny. – Przekonywałam go. Spojrzał jeszcze na mnie niepewnie.
 - No dobra. – Wsadził komórkę do kieszeni. – To widzimy się w mieszkaniu, tak?
 - Tak! – odpowiedziałam, a on ruszył w stronę wyjścia. – Hej, Eric! – zawołałam za nim jeszcze. Odwrócił się i jeszcze na mnie spojrzał. – Miłego wieczoru! – Uśmiechnęłam się, a on do mnie pomachał. Odprowadziłam go wzrokiem do wyjścia i odwróciłam się znów przodem do baru, by dokończyć swojego drinka.
   Siedziałam tak jeszcze przez chwilę i myślałam o tym jak jutro przekażę rodzinie to, że zostaję w Barcelonie, że otwieram tu filię swojej firmy i to ja będę się nią zajmować. Że będę tu mieszkać i mogę się z nimi wszystkimi częściej widywać. W końcu wrócę do kibicowania Marcowi na trybunach, choć nadal będę kojarzyć tylko jego na boisku, będę częściej u cioci i wujka, pomogę im w cukierni, gdy będę miała wolny czas… Do tego będę spędzać więcej czasu z moją chrześnicą, najsłodszą dziewczynką na świcie.
 - Coś naprawdę mocnego, proszę. – Usłyszałam po swojej lewej. Z ciekawości odwróciłam głowę i zobaczyłam siadającego dwa krzesełka ode mnie młodego chłopaka. Blondyn przetarł twarz dłońmi jakby był czymś podenerwowany i wypił od razu zawartość kieliszka, który przed sekundą postawił przed nim barman. – Jeszcze raz – mruknął, krzywiąc się. Barman znów zapełnił kieliszek, a chłopak natychmiastowo go opróżnił. Kiwnął ręką, prosząc o trzecią kolejkę, ale nie zdążył złapać za kieliszek, bo ja podniosłam się, podeszłam i wypiłam wódkę za niego. Chłopak spojrzał na mnie nieco zaskoczony i zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym znów wrócił do góry. Od razu zauważyłam jego szaro-niebieskie oczy, w których było coś, co mówiło, że był smutny i jednocześnie zły.
 - Z takim tempem, za pięć minut trzeba by było cię zbierać z podłogi – powiedziałam, odstawiając kieliszek na blat. Dobrze wiedziałam czym to by groziło, za młodu wychodziło się ze znajomymi i robiło różne głupie rzeczy, ale on to chyba powinien wiedzieć.
 - Jakoś w tym momencie jest mi to obojętne – westchnął i przywołał barmana. – Dwa razy to samo.
 - Praca czy dziewczyna? – zapytałam, a on zaśmiał się pod nosem. Mężczyzna za barem postawił dwa kieliszki przed nami i odszedł na drugi koniec, by obsłużyć innych.
 - Podbierasz fuchę barmanowi czy z zawodu rozwiązujesz problemy innych?
 - Jak widać, barman ma sporo pracy w pierwszym etacie, a problemy innych rozwiązuję z nudów – odparłam i oboje sięgnęliśmy po kieliszki. Od razu się skrzywiłam, bo zdecydowanie wolałam słodsze alkohole. – Maia. – Przedstawiłam się i odłożyłam kieliszek, odsuwając go daleko od siebie.
 - Marc-Andre. – Przełknął i też odsunął kieliszek.
 - Trochę długie. - Uśmiechnęłam się lekko.
 - Marc albo Mats zdecydowanie wystarczą. – Wzruszył ramionami. – Jeżeli już wydedukowałaś mój powód, to dlaczego ty też pijesz sama?
 - Naprawdę trafiłam? – zaśmiałam się. – Czyli to któryś z tamtych dwóch… - Przymrużyłam powieki, spoglądając na niego. – Pierwszy czy drugi?
 - Najpierw ty. – Uśmiechnął się. Na to czekałam, ale dopiero uświadomiłam sobie to w tym momencie. Uroczo wyglądał.
 - Przyszłam tu z kuzynem, ale pozwoliłam się mu ulotnić. Opijam powrót do domu – powiedziałam.
 - Więc opijmy twój powrót oraz to, że moja dziewczyna po ponad roku mieszkania tu, stwierdziła, że to jednak nie jej świat i wyjechała, zostawiając mnie – mówił, prawie się śmiejąc. Teraz już jemu samemu chciało się śmiać z tego, ale ja w tym momencie pomyślałam o tym, że co by było gdybym ja miała kogoś w Stanach. Przyjechałby by ze mną i później zostawił, wracając znów do San Diego? – Zamawiamy coś? – zapytał, a ja skinęłam głową i posłałam mu lekki uśmiech.

      Podniosłam powieki, ale zrobiłam to z olbrzymim trudem. Jakby przez mgłę ujrzałam przed sobą ciemnobrązową komodę, a na niej jakieś ramki ze zdjęciami i małą doniczkę z kwiatkiem. Najpierw pomyślałam, że wczoraj nie zauważyłam takich zmian w pokoju w mieszkaniu Erica, ale zaraz po tym zdałam sobie jednak sprawę, że byłoby to niemożliwe i wcale nie jestem w mieszkaniu Bartry. Podniosłam lekko głowę i od razu poczułam jak wszystko wokół mnie zaczyna wirować. W myślach przeklinałam wczorajszy bar i ilość wypitego przez nas alkoholu. Nas…
  Bardzo delikatnie przewróciłam się na plecy i zanim odwróciłam głowę, przeszło mi przez nią miliony myśli. Zacisnęłam powieki i bardzo po woli przekręciłam nią w bok. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam obok siebie umięśnione, męskie ramię. Otworzyłam drugie i ujrzałam blond czuprynę. Chciałam w tym momencie głośno i siarczyście przeklnąć, ale nie mogłam. W panice podniosłam kołdrę do góry i jednak stwierdziłam, że do czegoś tu musiało dojść. Z tego wszystkiego zapomniałam o bólu głowy i zaczęłam kombinować, jak się stąd ewakuować i nie obudzić chłopaka.
   Najdelikatniej i najciszej jak mogłam, wypełzłam spod kołdry i zabrałam z podłogi bieliznę oraz sukienkę. Wyszłam do przedpokoju i tam się ubrałam. Całe szczęście, że tam były już moje szpilki i torebka, która leżała na szafeczce. Zajrzałam jeszcze do środka, ale raczej wszystko było na swoim miejscu. Wyszłam z mieszkania i wylądowałam na jasnym korytarzu. Naprzeciw była winda, więc w biegu nałożyłam szpilki i weszłam do niej. Zjechałam na parter i wyszłam z budynku, wcześniej napotykając portiera, który zaczął mi się dziwnie przyglądać. Wylądowałam na jakimś nowym osiedlu apartamentowców całkiem niedaleko morza. Słyszałam szum fal, które pozwalały mi się uspokoić.
  Przy wejściu jakimś cudem udało mi się złapać wolną taksówkę, którą wróciłam do centrum. Dopiero tam na jakimś telebimie zauważyłam, że dochodziła już ósma godzina. Pod blokiem zapłaciłam kierowcy i jakby nigdy nic weszłam do klatki i wyjechałam na trzecie piętro. Na spokojnie weszłam do mieszkania, będąc pewna, że Eric będzie jeszcze spał, ale jakby na złość on stał już oparty o kuchenny blat i kończył jeść kanapkę z sałatą, szynką i pomidorem.
 - Nic nie mów. – Wycelowałam w niego palec.
 - Nie miałem nawet zamiaru – zaśmiał się i posłał mi wymowne spojrzenie, a ja skierowałam prosto do łazienki. Musiałam wziąć prysznic i przygotować się, bo przed południem mieliśmy być już u Marca.

   Całe szczęście, że nabożeństwo nie trwało długo, bo nadal nie czułam się za dobrze, po wczorajszym balowaniu. Później pojechaliśmy wszyscy do domu, w którym mieszkał Marc, Meli i Gala, gdzie mieliśmy zjeść obiad. Melissa od razu zobaczyła co jest na rzeczy, a Eric tylko przytaknął i podsunęła mi jakiś specyfik na kaca, który pomógł i obyło się bez dalszych pytań reszty rodziny. Po prostu miałam kaca i koniec kropka. To nic, że ten alkoholowy już przeszedł.. Pozostał ten moralny i tylko ja o nim wiedziałam, a Eric mógł sobie tylko gdybać.
  Gdy przy kawie powiedziałam o swojej przeprowadzce, bliźniacy stali jak wmurowani, Melissa mnie przytuliła, ciotki z wujkami i kuzynami się cieszyli, a tylko moja ciocia-mama Montse prawie się popłakała, mówiąc że już myślała, że całkowicie mnie jej zabrali do tej Ameryki. Poczułam się naprawdę świetnie po takim przyjęciu i wiedziałam, że będzie już tylko lepiej.
  Trochę później, gdy cała rodzina już pojechała i zostali tylko gospodarze oraz ja i Eric, okazało się, że miało jeszcze wpaść kilku kumpli Marca z drużyny. Sądząc po tym, ile zostało jeszcze jedzenia, był to znakomity pomysł. Oczywiście też zaczęli się ze mnie śmiać, że może teraz zacznę kojarzyć większą część piłkarzy.
 Zabrałyśmy z Mel tylko brudne talerze i szklanki, by je pozmywać, a chłopaki zostali przypilnować drzemiącą Galę. Dołożyłyśmy jeszcze ma stół sałatki i ciasta, po czym zabrałyśmy małą na górę by ją już wykąpać i przebrać w śpioszki.
Jakieś trzydzieści minut później siedziałyśmy nad nią w sypialni i przyglądałyśmy się, jak ta leży i się do nas uśmiecha. Była już wykąpana i przebrana, a do tego bardzo zadowolona. Nie dość że my, to ona także miała męczący dzień. Tyle ludzi dziś przyszło ją zobaczyć i w dodatku każdy z nich musiał ją przynajmniej chwilę ponosić.
            - Dziewczyny, wszyscy już są. – Do pokoju zajrzał Eric.
 - Idź, ja zaraz z nią zejdę – powiedziała do mnie szatynka. Ucałowałam chrześnicę w czoło i wyszłam za kuzynem. – Dużo ich tam jest? – zapytałam cicho, schodząc po schodach.
 - Kilku. – Kiwną głową i się zaśmiał. – Poznasz zaraz chłopaków z klubu, ciesz się. – Objął mnie ramieniem i tak zeszliśmy na dół. Pociągnął mnie za sobą do dużego salonu, gdzie siedział Marc i jego kumple oraz ich partnerki. Mój wzrok od razu powędrował na najdalszą kanapę, w której kącie siedział chłopak podparty na łokciu, jakoś nie biorący udział w dyskusji pomiędzy resztą. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn o szaro-niebieskich oczach. I to był ten moment, kiedy nie wiedziałam w którą stronę mam uciekać...

***
Maia w Barcelonie, Marc w rozdziale - wszystko czego chcieliście! 

12 komentarzy:

  1. Aaaaaa!! Kocham Cię, wiesz? <3 Wspaniały rozdział. Maia i Mats spotykają się po wspólnej nocy.. Ciekawa jestem, jak to będzie wyglądało. Już się nie mogę doczekać, więc pisz szybko następny, kochana! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG! Chyba tylko tyle dam radę napisać. ;D
    Dlaczego przerwałaś w takim momencie? Olej rozumiem, ale.. Takiego obrotu spraw to ja się nie spodziewałam. Jestem ciekawa jak spotkanie się potoczy dalej XD czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. O mój Boże! Nie to nie oddaje moich głęboko ukrytych uczuć po przeczytaniu tego rozdziału... O mój przenajświętszy Navasie o anielskich oczach! :o
    Tak, zdecydowanie podoba mi się to "wprowadzenie" Marca-Andre do rozdziału. Myślałam, że będzie to coś subtelniejszego, ale teraz doszłam do wniosku, że subtelność jest zdecydowanie przereklamowana...! Co to będzie się działo! Czekam na następny z gigantyczną niecierpliwością!

    Pozdrawiam naprawdę bardzo serdecznie,
    naprawdę bardzo rozentuzjazmowana Anabel :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozwolę sobie skomentować wszystko od początku.
    Uwielbiam Maię *,* O ile zawsze bohaterki ff traktuje z przymrużeniem oka, tak ją uwielbiam. Jest zabawna, rodzinna, a jej reakcje są naturalne.
    Pozostało mi się tylko cieszyć, że z powrotem przenosi się do Hiszpanii, bo zabawiła ledwo jeden dzień, a przeżyła więcej niż w swoim monotonnym życiu w Stanach.
    Jak tylko przeczytałam o jej dwóch kuzynach, a w postaciach były bliźniaki Bartra, to już wiedziałam, że o nich chodzi :D
    Są po prostu uroczy. Zwłaszcza Eric póki co, ale liczę na jakąś wiekszą rolę Marca w przyszłym rozdziale, bo to moja nowa miłość :D
    Ach, no i jest drugi Marc x) Ta akcja z klubu była w pewien sposób urocza. Coś mi się wydaje, że na jednym przypadkowym numerku się nie skończy, zwłaszcza jeśli teraz pojawił się na chrzcinach małej Gali. Aż nie mogę się doczekać tego jak będą się zachowywać :D
    Póki co jest cudnie i nie ma się do czego przyczepić.
    Życzę mnóstwo weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. No to Maia poświętowała porzadnie powrót do Barcelony, nie ma co :D
    W sumie to raz się żyje co nie? :P
    Jestem mega ciekawa reakcji Ter Stegena, kiedy zobaczy Maię ^^
    Weny ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. Dopiero zaczęłam czytać to opowiadanie, a już się w nim zakochałam. Jedno z lepszych opowiadań jakie przeczytałam, a na swojej liście mam ich naprawdę sporo.
    #Ana

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobry początek. Takie konkretne świętowanie powrotu, które skończyło się w obcym łóżku :D Haha, ale wyobrażam sobie jej minę, gdy zobaczyła go na sofie... Niestety, zapewne ucieczka do nie ma szansy dojść do skutku :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Ooooo podoba mi się :D Robi się ciekawie już na samym początku :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Uch! Gorąco! :D
    Niesamowity ten rozdział. ^^
    Nasza bohaterka poświętowała, nie ma co! :D No, ale... "młodość rządzi się swoimi prawami"... ;)
    Cóż, jestem niesamowicie ciekawa, czy to już koniec "bliższych" spotkań między Marią, a Marciem. Bo przez zbliżające się chrzciny mam wrażenie, że z tej znajomości wyniknie coś więcej... W sumie chciałabym tego. :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny! ^^
    Buziaki :*
    PS. Wybacz za mało składny komentarz, ale dziś mam niesamowity problem ze skupieniem. :x

    OdpowiedzUsuń
  10. Eric wygląda mi właśnie na takiego spokojnego, cichego, najchętniej to by w domu siedział... ale już się miałam cieszyć, że znalazłam swój męski odpowiednik... no eh, za wcześnie go pochwaliłam :|
    oj, Maia nam się rozkręciła, kiedy tylko wróciła do swojego domu, jakim jest Barcelona..:D
    eh, biedny Marc :| okropna Daniela... nie lubię jej (hehe, ciekawe czemu :P) ale tu to przechodzi to wszelkie granice XDDD
    o boziu, to wszystko za szybko XDDD chwila, musze pomyśleć. 24 godzinyw Barcelonie, a ona zdążyła już go spotkać dwa razy no i ... ten, no przespali się XDD boziu, to za szybko dla mnie, haha
    czekam na kolejny!! :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale tu się porobiło :D Jeden rozdział, a taka akcja! Już nie mogę się doczekać aż ta dwójka z sobą porozmawia.. Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń