Myślałam kiedyś, że
zacznę studiować w Barcelonie jakiś nudny kierunek, z którego nic nie będę
miała i na boku będę pracować jako kelnerka lub zostanę pomagać w cukierni
ciotki. Tymczasem skończyłam Uniwersytet Kalifornijski w San Diego na kierunku
organizacja i zarządzanie, będąc już współwłaścicielem Morera
Motors, firmy produkującej części samochodowe dla wielu znanych marek
oraz tańsze odpowiedniki, w które zaopatrują się nawet zwykli mechanicy do
swoich warsztatów.
Nigdy nie pomyślałabym, że
tak odmieni się moje życie. Gdyby ktoś powiedział mi coś takiego osiem lat
temu, wyśmiałabym go. Jedyne co miałam to dom na obrzeżach Barcelony, który
ojciec kupił matce, gdy dowiedział się o ciąży oraz pełne konto comiesięcznego
kieszonkowego, z którego korzystałam naprawdę w poważnych sytuacjach. Nie
chciałam jego pieniędzy. Gdybym sama na nie zapracowała, byłabym wtedy z siebie
dumna.
Co miesiąc część z nich przelewałam
na jakąś organizację charytatywną i wtedy wiedziałam, że trafiają one tam gdzie
są potrzebne.
Dom mojej mamy lata stał pusty i w
końcu w wieku szesnastu lat, postanowiłam go wyremontować za pieniądze od ojca
i wynająć. Mieszkało w nim młode małżeństwo do momentu ich przeprowadzki za granicę.
Wtedy właśnie Marc wyszedł z La Masi i potrzebował mieszkania, więc
zaproponowałam mu by się tam wprowadził. Wtedy wiedziałam, że mieszkanie będzie
w dobrych rękach.
Teraz w tym domu mieszkał
wraz ze swoją dziewczyną i córeczką. Cieszył mnie fakt, że mała Gala będzie
dorastać w tym samym domu co ja przez kilka pierwszych lat.
W tym momencie zamiast
obsługiwać klientów w sklepie, tak jak przewidywałam, podpisuje stos dokumentów
i oglądam wstępny wizualny plan nowego biura w Barcelonie, wykonany przez
znajomych architektów. Znaleźliśmy już miejsce i pozałatwialiśmy wstępne
formalności, a za kilka dni mam już tam polecieć.
- Puk, puk. – Usłyszałam głos mojego brata, który
jednocześnie zastukał w szklane drzwi. – Jak tam? – Wszedł z rękami w kieszeni
i usiadł na fotelu naprzeciw.
- Hej. – Uśmiechnęłam się. – Właśnie oglądam wnętrze nowego
biura. – Przesunęłam monitor w jego stronę. Na ekranie włączona była
prezentacja z trójwymiarowym projektem. – Za kilka dni wejdzie ekipa i zaczną się prace.
- Jesteś całkowicie pewna, że dasz radę? – Spojrzał na mnie
z troską.
- Nie dziwiłabym się, że się martwisz, gdybym miała
otwierać ten oddział w środku afrykańskiej dżungli, ale to tylko Hiszpania.
Będę tylko za oceanem – zaśmiałam się. –
Poza tym, nie martwiłeś się tak o naszych pracowników, gdy wysyłałeś ich do
prowadzenia naszych pozostałych filii.
- Tamci nie byli moją siostrą – odparł pewnie, a ja poczułam się z tym
naprawdę miło. – Myślałaś już o tym czy chcesz kogoś zabrać tam ze sobą?
- Chciałabym zrekrutować nową ekipę, ale tak… Myślałam nad
jedną osobą – powiedziałam i w tym
momencie do gabinetu zajrzała Amelie.
- Przepraszam, nie chcę wam przeszkadzać, ale chciałam
zapytać czy czegoś jeszcze nie potrzebujesz, bo wychodzę. – Zwróciła się do
mnie, a ja spojrzałam na zegarek. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że już
dawno minęła siedemnasta i również powinnam się zbierać.
- Nie, w porządku. Do zobaczenia wieczorem. – Uśmiechnęłam
się, a ona skinęła głową i pomachała do nas.
- Amelie wie o nowym oddziale, wie, że będzie on w
Hiszpanii, ale jak rozumiem, jeszcze nie powiedziałaś jej o swoim wyjeździe?
- Nie wiedziałam jak. – Skrzywiłam się. – Dlatego chcę to
zrobić dziś wieczorem na przyjęciu i przy okazji zapytać czy nie chciałaby się
ze mną przenieść. Bez niej tam zginę –
zaśmiałam się.
- Przyjaźnicie się, więc całkowicie rozumiem. Poza tym, z
tego co wiem to nie ma nikogo, więc nic nie stoi jej na przeszkodzie – powiedział i się podniósł. – Czas i na mnie,
jeżeli nie mam być spóźniony i tobie też radzę już uciekać. Muszę zadzwonić do
Jasona by po mnie podjechał.
- Emmmm… Zadzwoń lepiej po taksówkę. – Wyszczerzyłam się,
jakbym coś przeskrobała. – I na przyjęcie odwiezie was drugi szofer – dodałam, a ten spojrzał na mnie pytająco. –
Pożyczyłam sobie dziś Jasona i wysłałam go na lotnisko po Erica. Dostał kilka
dni wolnego, więc go zaprosiłam.
- Przypomnij mi, dlaczego mam dwóch szoferów? – westchnął
rozbawiony.
- Richard wozi Veronicę, czasem i ciebie, a Jason jest
twoim kierowcą, ale.. Ale czasem ulega także i mnie – wytłumaczyłam bardzo spokojnie i bardzo
wolno, a Oscar tylko się zaśmiał i pożegnał.
Już w progu uwiesiłam
się na szyi swojego kuzyna, mocno go przytulając na powitanie. Czekał na mnie
cierpliwie w mieszkaniu, gdy ja kończyłam podpisywać te głupie sprawozdania.
Zaprosiłam go, bo wybierałam się na pewien bal charytatywny, a nie miałam
partnera. Zawsze stroniłam od takich wydarzeń, ale od małych lat byłam zwolennikiem
celów charytatywnych, więc tym razem dałam się namówić. Poza tym Eric się
zgodził, więc mogłam iść.
Ubrana w granatową,
wieczorową suknię wyszłam z pokoju i zabrałam swoje kolczyki z komody w
korytarzu. Przez otwarte drzwi do łazienki zobaczyłam swojego kuzyna, stojącego
przed lustrem w czarnym garniturze.
- Hej, kim jesteś i co zrobiłeś z Ericiem? – zaśmiałam się,
opierając o framugę drzwi.
- Bardzo zabawne. – Spojrzał na mnie. – Bardzo skutecznie
namówiłaś mnie, żeby nie powiedzieć, że zmusiłaś bym tam z tobą poszedł, a
teraz się naśmiewasz.
- Ja się wcale nie naśmiewam! Wyglądasz świetnie! – Podeszłam
i poprawiłam klapy jego marynarki. – Twojego brata częściej widzę tak ubranego,
jednak ty to rzadkość. Pasuje ci!
- A dziękuję bardzo – zaśmiał się. – Ty też wyglądasz jak milion
dolarów.
- Może coś poderwiesz! – Wyszczerzyłam się.
- Chyba z obsługi. To nie moje progi. – Pokręcił głową.
- Skąd wiesz? Może oczarujesz jakąś młodą miliarderkę,
która porwie cię na wyspy Bora Bora.
- Chyba Bara Bara – zażartował, a ja się zaśmiałam i
pokręciłam głową.
- Wiesz, pomyślałam tak sobie, że może zostaniesz jeszcze
kilka dni i razem polecimy do domu, hmm?
- Taki miałem zamiar – powiedział jakby to była najbardziej
naturalna rzecz na świecie. Spojrzałam na niego pytająco, bo przecież nic nie
wiedział. – Dobrze, że to ja cię na tym przyłapałem, a nie Marc, bo już byś nie
żyła. Dostałaś zaproszenie na chrzciny Gali, sam widziałem je na lodówce –
skończył, a ja aż zakryłam buzię. Zapomniałam! Ostatnio miałam tyle na głowie w
związku z pracą i przenosinami do Barcelony, że na śmierć zapomniałam o
najważniejszej sprawie. Mojej przyszłej chrześnicy!
- Chciałam przylecieć i zrobić wszystkim niespodziankę…
Matko, Eric, naprawdę ci dziękuję! – Uśmiechnęłam się do niego. – Jeżeli jesteś
gotowy to możemy wychodzić. Nasz osobisty szofer na nasz czeka!
- Nasz Oscara osobisty? – Uniósł brew.
- Czepiasz się szczegółów, Bartra! – jęknęłam i wyszłam z łazienki,
a on zaraz za mną.
Przeszliśmy przez
deptak, wyścielony czerwonym dywanem, jakby miała tu przylecieć zaraz sama
królowa Elżbieta i weszliśmy do budynku, w którym mieściła się olbrzymia sala
bankietowa. Po drodze byliśmy niejednokrotnie oślepiani blaskiem fleszy. Nie
zatrzymaliśmy się ani na sekundę, bo nie cierpiałam tego, a wiedziałam, że
mojemu kuzynowi też by się to nie spodobało. Pośród gości odnaleźliśmy Oscara i
Veronicę, przywitaliśmy się i zaszyliśmy się wspólnie w jednym kącie. Co chwilę
jednak ktoś do nas podchodził, by się zapoznać, porozmawiać i wykupić sobie
możliwość przyszłościowej współpracy.
Troszeczkę później dołączyła
do nas Amelie, która w czerwonej sukience wyglądała bajecznie. Chciałam zabrać
ja na bok i porozmawiać o wyjeździe, ale ciągle nam coś przeszkadzało. To
główny kierownik podszedł się przywitać, to właściciel sąsiedniej firmy, to
nasz udziałowiec… W końcu ogłoszono aukcję, na której wykupiłam obraz.
Stwierdziłam, że spodoba się cioci, więc go jej sprezentuję. Następnie
poproszono wszystkich na uroczystą kolację i znów nie było kiedy porozmawiać. Z
jednej strony byłam zła, a z drugiej… Wiedziałam, że miałam więcej czasu by
ułożyć sobie w głowie to, co chcę powiedzieć.
Dopiero godzinę później,
jakimś cudem znalazłam się z nią sam na sam w łazience przy umywalkach.
Wiedziałam, że to raczej nie jest odpowiednie miejsce, bo powinnyśmy siedzieć
przy barze i pić drinki, ale nie wiedziałam, czy dziś taka sytuacją mogłaby się
powtórzyć.
Amelie właśnie poprawiała swoje rzęsy,
strojąc do lustra miny, a ja wycierałam dłonie.
- Wiesz, tak sobie ostatnio myślałam… - zaczęłam. – Masz
jakieś poważniejsze plany na najbliższy czas? – zapytałam. Miałam w głowie tyle
wersji, a i tak pewnie pójdzie to jeszcze inaczej.
- Oczywiście –
zaśmiała się i spojrzała na moje odbicie. – Praca w Morera Motors na stanowisku
sekretarki pani wice prezes – dodała roześmiana, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- No właśnie. Amelie, chodzi o tą nową filię. Wiesz, że
będzie ona w Barcelonie. Takie moje oczko… Ustaliłam z Oscarem, że ja się nią
zajmę i tam wyjadę – powiedziałam, a
dziewczyna zrobiła zdziwioną minę. – I chciałabym zapytać czy przeniesiesz się
tam ze mną?
- Zaskoczyłaś mnie – wydusiła z siebie. – Nie myślałam, że
będziesz chciała wyjechać i szczerze mnie to zszokowało, ale… Naprawdę nie wiem
co mam powiedzieć!
- Nie naciskam cię. Przyjaźnimy się i chciałabym cię mieć
tam ze sobą, ale z drugiej strony, to twój wybór. – Uśmiechnęłam się lekko. – I
przepraszam cię, że wcześniej ci nie powiedziałam. Nie wiedziałam jak
zareagujesz. – Skrzywiłam się.
- Jestem zszokowana i masz rację… Trochę zła – westchnęła.
- Wiem, że masz tutaj swoje życie i zrozumiem jeżeli
odmówisz. – Zrobiłam krok w jej stronę. – Ja wylatuję za trzy dni, ale ty masz
jeszcze sporo czasu do namysłu. – Skinęłam głową i usłyszałam dzwonek mojego
telefonu. Wyjęłam go z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. Był to Oscar.
Pewnie już nas szukali.
- Postaram się odpowiedzieć szybko. – Usłyszałam słowa
Amelie, która posłała mi lekki uśmiech. – I bardzo cię proszę, zmień minę, bo
masz to już za sobą – zaśmiała się, a ja sama się lekko rozluźniłam. Zależało
mi. – I wracajmy już – dodała i pociągnęła mnie za sobą. Wróciłyśmy na salę i
odnaleźliśmy resztę.
- W końcu jesteście. – usłyszeliśmy głos Very. – Chłopaki
już się bali, że zaginęłyście – dodała ze śmiechem.
- Albo poderwałyście przystojnych kelnerów i jesteście już
w drodze na Hawaje! – zażartował Oscar, a my się zaśmiałyśmy.
- Fakt, jest na co popatrzeć, ale jeżeli się nie mylę to
Eric miał dziś podrywać kelnerki. – Wyszczerzyłam się do kuzyna, a on zmierzył
mnie wzrokiem. – Oj, nooo… - zaśmiałam się i podeszłam do niego, łapiąc go pod
ramię i przytulając się.
- Tak właściwie to my będziemy się zbierać. Zaczyna mnie
boleć głowa i wolałabym się już położyć. – oznajmiła Veronica, a mój brat jej
przytaknął.
- Jeżeli wy, to my też. – Wzruszyłam ramionami. – Nie ma tu
nikogo ciekawego, a poza tym wiecie jak uwielbiam takie przyjęcia… - Wywróciłam
oczami.
- No tak, o tym już wszyscy wiedzą! – odparł Oscar i całą
piątką ruszyliśmy do wyjścia. Amelie postanowiła, że zabierze się z Oscarem i
Verą, bo jadą w tą samą stronę. Odjechali jako pierwsi, a my czekaliśmy aż
Janson podjedzie pod wejście.
- Jednak miałaś rację, takie przyjęcia są męczące –
westchnął.
- Eric, zapamiętaj sobie, że ja mam zawsze rację. Nie
dosyć, że jestem kobietą to jeszcze starszą – zaśmiałam się. – To są moje
argumenty – dodałam.
- Prawie zapomniałem jak bardzo mi cię brakowało... – Uśmiechnął
się do mnie ironicznie i w tym samym czasie podjechał nasz samochód. Kuzyn otworzył
mi drzwi i razem wsiedliśmy na tylne siedzenie.
- I jak przyjęcie? – zapytał Janson, spoglądając we
wsteczne lusterko. Bardzo lubiłam tego człowieka, był niezwykle przyjazny i
dzieliliśmy wspólne tematy. Jego córka studiuje w Barcelonie, więc łączył nas
temat Hiszpanii. Lubiłam go dużo bardziej niż drugiego szofera mojego brata, bo
Richard był typowym służbistą, były policjant, typowy ochroniarz. Dlatego to on
przypadł do jeżdżenia z Veronicą. Oscar martwił się o nią, więc zatrudnił
najlepszego. Jenson też jest byłym mundurowym, ale tak tego nie okazywał.
- W porządku. Nie było źle – odparłam i oparłam głowę o zagłówek. – Ale
i tak to nie dla mnie.
- Jak zwykle – zaśmiał się
mężczyzna. – Prosto do mieszkania?
- Tak, a później jesteś wolny. Richard zajął się Oscarem i Veronicą – odparłam. – Na dniach polecę do Barcelony,
może chciałbyś coś przekazać córce?
- To miłe, ale porozmawiam z żoną i dam znać. Dziękuję. – Skinął głową i
ruszył na zielonym świetle. Niedługo później byliśmy już pod moim blokiem
mieszkalnym, podziękowaliśmy i pożegnaliśmy się z Jansonem. Weszliśmy do środka
i wyjechaliśmy windą na odpowiednie piętro. W mieszkaniu każde z nas skierowało
się do swojego pokoju. Przebrałam się w swoją piżamę, zmyłam makijaż i położyłam
się do łóżka. Jeszcze raz zaczęłam się zastanawiać nad moim powrotem do
Hiszpanii. Choć będzie mi brakować niektórych rzeczy tutaj, to jestem pewna
przeprowadzki. W końcu tam jest wszystko za czym naprawdę tęskniłam. Szczerze,
już nie mogłam się doczekać, by zobaczyć miny mojej rodziny, gdy powiem im o
moich przenosinach.
***
Wakacje, wakacje.. Taki pracowity czas! Ale jest drugi rozdział :)
Rozkręcasz, ale stopniujesz napięcie. I za to Cię uwielbiam! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kontynuację. ;*
Mam nadzieję, że Amelie postanowi jednak wyjechać do Barcelony :) W mojej wyobraźni nie wiedząc czemu pojawia się z Eric'iem ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!
Pozdrawiam,
Ana :)
Myślałam, że już w tym rozdziale doczekam się bohaterki w Barcelonie, ale wiem, że pewnych rzeczy nie da się przyspieszyć ani przeskoczyć. Czekam cierpliwie na rozwój wydarzeń i życzę weny.
OdpowiedzUsuńDo następnego ;)
Hej Kochana! :)
OdpowiedzUsuńDotarcie pod ten rozdział zajęło mi troszkę więcej czasu, ponieważ musiałam nadrobić zaległości na tym blogu, ale ostatecznie już jestem. :)
Muszę powiedzieć, że piszesz prześlicznie! ^^
Podoba mi się to jak toczy się akcja, nic nie dzieje się za szybko, wszystko toczy się naturalnym tempem, co jak dla mnie jest bardzo ważne :)
Bohaterowie są po prostu.. cudowni! ♥
Każdy ma swoją własną osobowość. Są bardzo intrygujący. ^^
Z niecierpliwością czekam na kolejny! :)
Buźka ;*
Hej. :)
OdpowiedzUsuńW sumie to dobrze, że akcja w tym rozdziale nie poszła już do momentu wyjazdu. Przynajmniej przedstawione jest to dość realnie, a nie już tak naprawdę pojechanie na całość. :D
Podoba mi się!
Do następnego, pozdrawiam. :*
Niby jeszcze nic, ale już coś tam się pojawia. Temat Hiszpanii staje się co raz bardziej wyraźny. Mam nadzieję, że jej sekretarka i przyjaciółka w jednym pojedzie z nią, ba, że w ogóle zdecydują się na wyjazd z optymistycznym nastawieniem.
OdpowiedzUsuńNo, czekam na następny rozdział. :)
Jak zawsze trzymasz w napięciu :) Podoba mi się i czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńcóż, życie lubi zaskakiwać, także pozytywnie ;) więc Maia chyba dobrze trafiła :D
OdpowiedzUsuńjeny, Oscar jest cudowny! też bym chciała takiego braciszka, iks de
Eric wygrał ten rozdział tym tekstem z wyspami. ZDECYDOWANIE XDDD ej, ja kocham tam Erica, jest taki supi i w ogóle
najważniejsze, że wszystko nie dzieje się od razu, tylko spokojnie. nie wariuję od mętliku pytań, więc jest idealnie :D
czekam na kolejny!!
Bardzo fajny rozdział :D
OdpowiedzUsuńTakie trzymanie w napięciu w tym wydaniu bardzo mi się podoba ;)
Ciekawe jak rodzina zareaguje na tę przeprowadzkę ;)
Weny ❤️
To nic, że przybywam ostatnia z komentarzem.. :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście takie przyjęcia się nudne i współczuje Ci, że musiałaś to opisywać.
Już nie mogę się doczekać kiedy wyleci do Barcelony i zacznie się prawdziwa akcja :)