Weszłam
do swojego gabinetu i rozsiadłam się na wygodnym fotelu. Pierwszy dzień w pracy
w nowym biurze był naprawdę dla mnie olbrzymią uciechą. Gdy w sobotę odebrałam
od budowlańców symbolicznie klucze, stanęłam na środku głównego holu i
obracałam się dookoła z szerokim uśmiechem. W końcu byłam na swoim. Mogłam
oficjalnie ogłosić, że Morera Motors w końcu doczekało się filii w Hiszpanii, w
mojej Barcelonie. Z ekscytacji, przesiedziałam tu prawie cały weekend i
urządzałam swój gabinet. Co prawda miałam tu potrzebne meble, ale musiałam
przynieść książki, doniczki z kwiatami, ramki ze zdjęciami i wszystko co będzie
mi tu potrzebne.
Spojrzałam
na zegarek i podniosłam się z miejsca. Amelie miała zebrać wszystkich w pokoju
konferencyjnym, bo delegaci ze Stanów i Niemiec byli już wczoraj w Hiszpanii.
Dziś informatycy mogli zacząć programować komputery, a cała reszta przygotować
się do pracy.
Wyszłam z pomieszczenia i ominęłam stanowisko mojej asystentki, Amelie. Skierowałam się długim korytarzem do konferencyjnego i już z daleka zobaczyłam jak Am właśnie z niego wychodzi i szybkim krokiem kieruje się w moją stronę.
Wyszłam z pomieszczenia i ominęłam stanowisko mojej asystentki, Amelie. Skierowałam się długim korytarzem do konferencyjnego i już z daleka zobaczyłam jak Am właśnie z niego wychodzi i szybkim krokiem kieruje się w moją stronę.
-
Wszyscy już są? – zapytałam z uśmiechem. Nie mogłam się doczekać, kiedy
oficjalnie ich powitam i zaproszę do wspólnej pracy.
- Tak.
– Skinęła głową. – Maia, poczekaj… - Chciała mnie zatrzymać, ale po prostu
weszłam do środka.
- Dzień dobry, wszystkim – powiedziałam,
nawiązując kontakt wzrokowy z kilkoma pracownikami, siedzącymi po stronie okna.
Przeszłam wzdłuż długiego stołu, słysząc za sobą kroki asystentki. – Bardzo
cieszę się, że wszyscy już tu jesteśmy – dodałam i spojrzałam kolejno na
każdego, zaczynając od swojej prawej strony. – Części z was nie znam osobiście,
ale myślę, że będzie nam się dobrze pracować. – Miałam na myśli ludzi z
Niemiec, którzy właśnie po tej stronie siedzieli. – Ale widzę też znajome
twarze. – Po woli przesuwałam wzrokiem po lewej stronie stołu i nagle
zatrzymałam się na ostatniej osobie, siedzącej najbliżej mnie. Pewna postawa,
lekki uśmiech i przeszywający mnie wzrok. – Więc… - mruknęłam wybita z przemowy,
którą wcześniej już miałam wymyśloną. – Naszym wspólnym zadaniem jest
przygotowanie oddziału do pracy, zwerbowanie nowych pracowników i wprowadzenie
ich. – Automatycznie przeniosłam wzrok na przeciwną stronę stołu. – Dziękuję,
że jesteście tutaj z nami i mam nadzieję na owocną współpracę – dodałam. – Na
stoliku obok drzwi, Amelie – Wskazałam na brunetkę. – Zostawiła dokładną
rozpiskę i przydziały do gabinetów. Jeżeli będziecie mieć jakieś pytania, z
chęcią wam pomożemy. – Skończyłam i zrobiłam krok do przodu. Moi pracownicy
wstali i każdy kolejno podchodził, by uścisnąć mi dłoń. Z każdym zamieniłam po
dwa słowa i kierowałam do Amelie, która pomagała odnaleźć się każdemu w naszym
biurze, które zajmowało praktycznie dwa piętra. Na razie mieliśmy pracować na
jednym, bo była nas garstka. Gdy przyjmiemy nową ekipę, wtedy przeniesiemy
część działów wyżej. Pierwszymi osobami, które miały zabrać się do pracy byli
informatycy, bo bez wgranego systemu i programów, nijak nie możemy zacząć pracy.
W pomieszczeniu zostało dosłownie
kilka osób. Właśnie słuchałam pochwał na temat mojego rozwoju od głównego
księgowego z San Diego, kiedy kątem oka zobaczyłam Ethana, który podniósł się
ze swojego miejsca, zapinając guzik marynarki.
- Później jeszcze do pana zajrzę
i porozmawiamy – zwróciłam się do księgowego, a on ukłonił się i skierował do
wyjścia. Rozejrzałam się jeszcze po sali, ale przy stole nie było już nikogo.
Tylko trzy osoby przy wyjściu, rozmawiające z Amelie. Ethan specjalnie czekał do
tego momentu.
- Nie oczekiwałam na pomoc z
Londynu – mruknęłam w jego stronę, gdy ten stanął naprzeciw mnie.
- Też się cieszę, że cię widzę. – Uśmiechnął
się. Szczupły, wysoki i przystojny chłopak, który cztery lata temu naprawdę
zakręcił moim światem. Zaczął u nas wtedy pracę. Był po studiach prawniczych,
ale starał się o miejsce w dziale kadr, które bardziej go interesowało, a
naprawdę miał nosa do zatrudnianych ludzi, więc szybko wspiął się na wyżyny.
Czarował jak tylko potrafił i szybko zdobył sympatię wszystkich w firmie.
Zaprzyjaźnił się z moim bratem, któremu podobał się fakt, że staliśmy się parą.
Później okazało się, że okłamywał mnie w wielu kwestiach. To nie to, że
zdradzał, ale notorycznie kłamał o to gdzie wychodzi czy z kim się spotyka. Ukrywał
przede mną niektóre fakty ze swojej przeszłości, o których dowiadywałam się
przypadkiem. Z czasem męczyły mnie już te niespodzianki i nie chciałam żyć w
kłamstwie. Zakończyło się wielką kłótnią i jego przenosinami do oddziału w
Wielkiej Brytanii, którą na szczęście zajmował się Oscar.
- Wcale nie miałam tego na myśli.
Co ty tu robisz? – Założyłam ręce na piersiach.
- Poprosiłem Oscara o powrót do
Stanów, a on się zgodził. Na miejscu okazało się, że otwierasz tu filię, więc
znów poprosiłem go o przysługę – mówił spokojnie. – Chciałem zakopać topór
wojenny. Obiecuję, że będę dobrym pracownikiem, pani prezes. – Posłał mi
szeroki uśmiech.
- To się okaże – szepnęłam, a on
skinął głową i nie ściągając uśmiechu z twarzy, ruszył w kierunku drzwi. Wystrzeliłam
z konferencyjnego jak oparzona i pognałam prosto do swojego gabinetu, a moja
przyjaciółka za mną. Na miejscu od razu dopadłam do swojej komórki, która
leżała na biurku.
- Właśnie to chciałam ci
powiedzieć zanim weszłaś! – Usłyszałam głos Amelie. – Byłam w takim samym szoku
co ty – dodała.
- Nie musisz się tłumaczyć, to
Oscar go tu przysłał – warknęłam i wykręciłam jego numer, ale nie odbierał.
Ciągle włączała się automatyczna sekretarka. W końcu wybrałam numer mojej
bratowej. Był u nich teraz środek nocy, ale trudno.. Po chwili to właśnie Oscar
odebrał połączenie.
- Cześć, Maia. Vera już śpi, co
tam?
- Ja tak właściwie to do ciebie –
powiedziałam zła. – Tylko telefonu nie odbierasz. Czy ty zdajesz sobie sprawę
kogo ty przysłałeś do współpracy ze mną? – krzyknęłam, a Amelie wtedy zamknęła
drzwi mojego gabinetu. Nikt nie musiał więcej słyszeć mojego napadu złości.
- Czyli już mieliście spotkanie..
– mruknął. – Przepraszam, ale tylko jego mogłem w tym momencie wysłać do
Barcelony.
- Mogłeś mnie przynajmniej
uprzedzić! – pisnęłam.
- Maia, nie będzie źle,
zobaczysz. Ethan pomoże ci z ekipą i pozbędziesz się go najszybciej jak się da,
okej? Może zrozumiał swój błąd i najzwyczajniej, po ludzku, będzie chciał
przeprosić?
- Właśnie dziś zobaczyłam tą chęć
w tym jego głupim uśmiechu…
- Kiedyś nie mogłaś przestać o
nim paplać..
- Zamilcz, zdrajco! – cisnęłam. –
Zadzwoń rano, gdy wstaniesz. Zdam ci relację czy Ross jeszcze żyje, a ja nadal
jestem na wolności – dodałam już spokojniej. – Dobrej nocy, Oscar.
- Miłego dnia w pracy –
odpowiedział i się rozłączył, a ja spojrzałam na Amelie.
- Dam radę. To przecież tylko
praca. – Te słowa chyba nawet bardziej kierowałam do samej siebie, a nie do
niej. Amerykanka uniosła dłonie w geście kapitulacji i wyszła z pomieszczenia,
zostawiając mnie tam samą.
Wrzuciłam do swojego koszyka
kilka ulubionych owoców i ruszyłam dalej. Przeszłam jeszcze przez dział ze
słodyczami i skręciłam po coś do picia. Sięgnęłam po karton z sokiem
pomarańczowym i rozejrzałam się jeszcze po półce w poszukiwaniu mojego
ulubionego smaku. Jabłko i gruszka. Cofnęłam się o krok, by spojrzeć na wyższe
półki i właśnie tam go znalazłam. Na najwyższej półce. Zbliżyłam się tak jak
tylko mogłam i wspięłam się na palcach, wyciągając rękę jak najwyżej i choć brakowało
mi tylko odrobiny, nie dosięgałam. Nie należałam do tych najwyższych, więc w
takiej sytuacji mój wzrost był przekleństwem.
W tym momencie poczułam kogoś za
sobą i zobaczyłam męską dłoń nade mną, która sięgnęła po mój karton. Odwróciłam
się i zobaczyłam znajomą, uśmiechniętą twarz blondyna, dla którego zdobycie
mojego soku nie było najmniejszym problemem.
- O hej.. – powiedziałam. Nie
powinnam być zaskoczona jego obecnością tutaj. W końcu był to najbliższy
osiedlowy market, w którym każdy mógł robić zakupy. – I dziękuję – dodałam, gdy
piłkarz wsadził sok do mojego koszyka.
- Zawsze do usług. – Uśmiechnął się,
a ja poczułam się tak samo jak wtedy gdy zobaczyłam go u Marca czy na balkonie
u Ivana. – Co słychać? – zapytał, ciągle mnie obserwując, a ja nieśmiało
założyłam kosmyk włosów za ucho. Zrobiłam krok do przodu i bardzo wolni
ruszyłam w stronę kas, a on dotrzymał mi kroku.
- Amelie przeniosła się już do
swojego mieszkania i otworzyli nam już biuro, więc mamy sporo pracy. Musimy
przygotować wszystko do oficjalnego startu – powiedziałam.
- Przeniosłyście się, bo
otworzyli filię waszej firmy tutaj, prawda? Dla ciebie to było na rękę, bo
rodzina. – zapytał. Odrobinę mnie to zbiło z tropu. Byłam święcie przekonana,
że wszystko wiedział.. Powiedział mu przy okazji Marc albo sama wyśpiewałam mu
wtedy po pijaku… Skinęłam tylko głową i przytaknęłam. – Co to właściwie za
firma? I co tam robisz?
- Produkujemy części samochodowe
i akcesoria. Ja pracuję w biurze – powiedziałam zdawkowo i oboje stanęliśmy w
kolejce do jedynej czynnej kasy.
- Pewnie nudno tak siedzieć
ciągle w papierach? – zapytał. A ja właśnie w myślach przeleciałam wszystko to
co robiłam w firmie. Od podpisywania papierków po ratowanie z opresji
wszystkich przy najmniejszej awarii. Czasami było naprawdę ciekawie…
- Asystentka pani prezes ma ręce
pełne roboty. – odpowiedziałam szybko. Nawet nie wiedziałam skąd mi się to
wzięło! Skarciłam się od razu w myślach za kłamstwo.
- Praca u szczytu! – zaśmiał się.
– Wiesz co się dzieje w firmie, dzięki temu.
- Więc nie jest nudno. –
Uśmiechnęłam się lekko i wtedy przyszła moja kolej do zapłaty. Kobieta
skasowała moje produkty, po czym zapłaciłam i poczekałam chwilę. Wyszłoby
dziwnie, gdybym uciekła bez słowa od piłkarza. Marc miał w swoim koszyku tylko
kilka rzeczy, więc szybko je spakował i równo wyszliśmy ze sklepu.
- A ty? Już chyba zadomowiłeś się
w Barcelonie na dobre? – zapytałam.
- Żaden piłkarz nie może zadomowić
się w jakimś miejscu na dobre. – Uśmiechnął się pod nosem. – Oczywiście są
wyjątki, które spędzają całe życie w jednym klubie…
- Puyol – szepnęłam. Wspaniały
człowiek, którego poznałam już lata temu, gdy pomagał Bartrze zaaklimatyzować
się w pierwszej drużynie. Dużo o nim słyszałam zawsze w domu. Był takim
mistrzem dla Marca.
- Na przykład. – Spojrzał na mnie
z szerokim uśmiechem. – Kibicujesz?
- Średnio. – Skrzywiłam się, ale
odpowiedziałam szczerze. Zawsze trzymałam kciuki za Marca i życzyłam mu
sukcesów, ale jakoś nie przykuwałam uwagi do meczy i wpatrywania się w zieloną
murawę. Nie ekscytowałam się tym bardzo jak inni potrafili. Znałam zasady, ale
to nie było czymś, na punkcie czego mogłabym oszaleć. – Ale wiem co to spalony!
– zawołałam z dumą, a on zaczął się śmiać.
- Gratulacje!
- Hej, nie nabijaj się ze mnie!
Aż taka dobra w tym nie jestem! Czasami jeszcze pytam się kuzynów, jeżeli
chodzi o zasady!
- Tak jak ja, jeżeli chodzi o
waszą kulturę i język. – Znów uśmiechnął się do mnie tak, że zrobiło mi się
ciepło na policzkach. – Jeszcze go kaleczę.
- Co ty? Twój hiszpański ist sehr
gut! – Zabłysnęłam, a on nie krył swojego zaskoczenia. – Szefowa zajmuje się
też niemiecką filią i w dodatku mamy teraz tu pracowników z Niemiec –
wytłumaczyłam, nadal brnąc w to głupie kłamstwo. Zatrzymaliśmy się tuż przed
drzwiami wejściowymi do mojej klatki schodowej, a on spojrzał na drzwi i po
chwili na mnie.
- Powinniśmy się umówić kiedyś na
kawę – powiedział.
- Marc… - zaczęłam, spuszczając
wzrok.
- Chyba jesteś mi to winna. –
Uśmiechnął się, a ja dobrze wiedziałam o co mu chodzi. O moją ucieczkę nad
ranem z jego mieszkania. – Nie musisz odpowiadać teraz. Jutro wyjeżdżamy na dwa
dni na mecz. Umówimy się gdy wrócę, okej?
- No dobrze.. – Skinęłam głową. –
Miłego dnia – dodałam i skierowałam się do drzwi, przy których mu jeszcze
pomachałam i szybko wyskoczyłam schodami na swoje piętro i do mieszkania.
Złapałam za komórkę i wybrałam numer przyjaciółki. – Nabroiłam! – powiedziałam,
gdy tylko odebrała.
- Co znów? Zabiłaś Ethana, a ja
mam ci pomóc zakopać ciało?
- Przestań, Am.. – jęknęłam. – Spotkałam
na zakupach ter Stegena.
- I znów wylądowałaś w jego
miękkim łóżeczku? – zaśmiała się. Nie mogła się powstrzymać od kąśliwego
komentarza…
- Amelie! – Prawie krzyknęłam. –
Nie! Ale powiedziałam mu, że jestem sekretarką prezes w Morera Motors…
- Dlaczego? Wiesz, że niektórzy
lecą na ludzi z takimi posadami jak twoja..
- Nie wiem, tak wyszło. Po
prostu. Nie chciałam by wiedział o mnie wszystko.
- No tak, Maia.. Trafia ci się
taki facet, a ty kombinujesz. Jesteś dziwna.. Przecież on ci się podoba.
- Wcale tak nie powiedziałam!
- Nie musiałaś. Dobra, muszę
kończyć, bo chyba przywieźli mi nową kanapę do mieszkania.
- No, dobrze, ale wiesz co w
razie czego mówić?
- Że zdegradowałaś się do roli sekretarki. Dobrze, będę cię kryć. Do jutra!