Przeszłam przez próg do głównego
holu lotniska, czekając na jakąkolwiek reakcję przyjaciółki na to, co przed
chwilą ode mnie usłyszała. Odwróciłam się i spojrzałam na nią, a ta szeroko się
uśmiechała. To chyba nie było takie zabawne, upicie się i wylądowanie w łóżku z
obcym, który okazuje się być kolegą kuzyna z drużyny.
Lot był długi, ale opowiedzieć o
tym odważyłam się dopiero gdy wychodziłyśmy z samolotu. Tak jak było
postanowione, leciałyśmy razem do Barcelony.
- Wiedziałam, że tęskniłaś za tą
całą swoją Hiszpanią, ale że aż tak? To znaczy, za tym klimatem, imprezami,
facetami... - Próbowała się nie śmiać.
- On jest Niemcem -
odpowiedziałam dość poważnie.
- Kto jest Niemcem? - Usłyszałam
przed sobą głos kuzyna, który już zabierał torbę Amelie i moją walizkę na
kółkach.
- Przygoda Mai jest Niemcem -
zachichotała, a ja automatycznie zmierzyłam ją wzrokiem. Wcześniej coś
wspomniałam, że Eric wie o tym, że nocowałam u kogoś, ale pominęłam fakt, że on
sam ma dwóch podejrzanych.
- Tak myślałem! - zawołał i gdyby
miał wolne dłonie, pewnie by w nie klasnął. – A ty wiesz jak on się na ciebie
wtedy patrzył wieczorem? I słyszałem, że go ostatnio laska zostawiła.
- Jeny, Eric.. A czego ty w życiu
nie słyszałeś? – Wywróciłam oczami.
- Za wiele byś chciała wiedzieć…
- Bronił się Bartra. Wyszliśmy z lotniska i na parkingu zapakowałyśmy się w
jego samochód. Mój kuzyn zawiózł nas do mojego mieszkania, gdzie na razie miała
zatrzymać się Amelie. Jutro dopiero miała mieć spotkanie z agentką, z którą ja
pracowałam. Miała już dla niej pewne propozycje i ona sama nie mogła się tego
doczekać.
- Tu jest odjazdowo… -
wypowiedziała Amelie, gdy tylko weszłyśmy do mieszkania. Zostawiła swoją
walizkę obok drzwi i weszła w głąb, by sobie wszystko obejrzeć.
- Prawda? Od razu zakochałam się
w tym miejscu! Jest świetne. – Zamknęłam drzwi za nami i sama wciągnęłam swoja
walizkę po schodkach na antresolę. – Jestem pewna, że Cecilia znalazła też coś
odpowiedniego dla ciebie.
- Ja też mam taką nadzieję. Nie chcę
ci długo siedzieć na głowie – odpowiedziała i usiadła na kanapie.
- Spokojnie. Możesz zostać ile
będziesz potrzebować – zawołałam do niej z góry. Postawiłam walizkę tuż przy
szafie i wróciłam na dół. – Zostawię ci na jutro zapasowe klucze, a o dziesiątej
przyjedzie po ciebie Cecilia. Ja obiecałam, że jutro pojadę do Sant Jaume.
- Nie martw się mną. Dam sobie
radę. – Uśmiechnęła się. – Opowiedz mi więcej o tym chłopaku! – Prawie
podskoczyła. Ja nalałam soku do szklanek i dołączyłam do niej na kanapie. –
Przystojny? – zapytała, a ja się zaśmiałam. – No co?
- Powiem, że jest niczego sobie..
Ale jest młodszy i od razu mówię, że nic z tego nie będzie! – powiedziałam, a
ona spojrzała na mnie podejrzliwie. – Am, nie! Nie ma mowy.
- Młody, przystojny.. Sportowiec!
Musi być dobry. – Poruszyła cwaniacko brwiami. – Poza tym, kiedy ostatnio kogoś
miałaś?
- Dawno i szczerze nie
potrzebuję.. – westchnęłam.
- Jasne, jasne.. Tylko tak
mówisz, a podświadomie myślisz co innego – dodała i upiła łyk soku.
- Poczekaj, bo zaraz ja zacznę ci
kogoś szukać. – Pchnęłam w nią małą poduszką.
- Możesz.. – Uśmiechnęła się
szeroko. – Przyjechałam tu z myślą, że będziesz już dla mnie miała jakiegoś
gorącego Hiszpana. Miałam nadzieję, że to będzie to już w pakiecie pracy tu! –
Zaśmiała się.
- Coś da się zrobić. – Pokazałam
jej język. Sok postanowiłyśmy zamienić na coś lepszego i mocniejszego. Wyjęłam
z szafki dwa kieliszki i wino, po czym dalej zajęłyśmy się rozmową o facetach,
pracy i nowym miejscu.
Większość dnia spędzona z ciocią,
wujkiem i krewnymi mieszkającymi w tej samej miejscowości było naprawdę dobrym
pomysłem. U każdego coś się pozmieniało, a ja o tym nie wiedziałam. Dużo
rozmawiałam i żartowałam z młodszymi kuzynami, a ciotkom musiałam opowiedzieć
wszystko co się działo w Stanach. Czy nie mam tam czasem kawalera, co u mojego
brata i tak dalej.
Do Barcelony wróciłam
popołudniowym pociągiem i prosto ze stacji poszłam do sklepu na małe zakupy.
Nie mieszkałam tu długo i w lodówce były tylko podstawowe produkty. Szafki
niestety świeciły pustkami. Pogoda była świetna, więc wybrałam spacer. Kupiłam
kilka paczek makaronów, sosy, trochę mrożonek i słodycze. Coś by czasem mieć do
szybkiego przygotowania.
Byłam już niedaleko swojego
budynku, kiedy zauważyłam naprzeciw znajomą postać. Blondynka, pchająca wózek z
maleńką dziewczynką. Od razu mnie zauważyła i zaczęła radośnie machać.
- Maia! Cześć! Jak miło cię
widzieć. Co tutaj robisz? – Blondynka na chwilę oderwała się od wózka by mnie
mocno przytulić.
- Raquel. – Uśmiechnęłam się i po
chwili spojrzałam na jej córeczkę, która szczerze była mieszanką jej i Ivana. –
A to pewnie nasza mała buntowniczka – zwróciłam się do niej, ale mała
uśmiechnęła się tylko nieśmiało i wbiła mocniej w oparcie wózka. – Wprowadziłam
się niedawno. – Wskazałam na najbliższy budynek, a tamta zrobiła wielkie oczy.
- Naprawdę?! A to niespodzianka.
– Uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – My mieszkamy tam. – Wskazała dwa budynki
dalej. – A Marc w tym tutaj. - Pokazała na ten blok, który był pomiędzy moim i
ich. Jedynie rozchyliłam usta. Nagle zrozumiałam dlaczego od początku to
miejsce wydawało mi się przyjemnie znajome. Byłam tu już, uciekając o poranku z
mieszkania młodego bramkarza! Tamte dwa bloki miały wejścia od drugiej strony
osiedla, dlatego od razu na to nie wpadłam. W tej chwili byłam na siebie
cholernie zła. Gdybym od razu się zorientowała, bardzo przemyślałabym wtedy
mieszkanie tutaj.
- Wow. To świetnie – zawołałam z
udawanym entuzjazmem najlepiej jak tylko potrafiłam.
- Powinnaś do nas wpaść
wieczorem. Usiądziemy, napijemy się dobrego wina – zaproponowała Hiszpanka.
- Z chęcią, ale teraz pomieszkuje
u mnie przyjaciółka i nie chcę jej zostawiać samej. – Próbowałam się jakoś
wybronić.
- Zabierz ją ze sobą! –
Uśmiechnęła się szeroko. – Ivan i tak już zaprosił twojego kuzyna i Melissę,
więc nie będziemy sami – dodała. – Nie macie wyjścia! Widzimy się później. Może
być dziewiętnasta? – zapytała, a ja pokiwałam głową. – To do zobaczenia! –
zawołała i ruszyła dalej przed siebie, pchając wózek z małą Altheą.
Szybko udałam się w stronę
swojego bloku i pognałam do swojego mieszkania, w którym na szczęście była już
Amelie. Weszłam do środka, a ona zerwała się z kanapy, którą wcześniej
okupywała z pilotem do telewizora w dłoni.
- Hej, trzeba było powiedzieć to
wyszłabym po ciebie. Pomogłabym ci z tymi siatkami! – powiedziała na dzień dobry
i zabrała się za rozpakowywanie ich. – Jak u rodziny?
- Wszystko dobrze, ale mów jak
spotkanie z Cecilią?
- Świetnie! Mam już zaklepane
mieszkanie. Całkiem niedaleko i w dobrej cenie. Co prawda nie taki luksus jak
tu, ale bardzo mi się podoba! Muszę jeszcze tylko wpłacić zaliczkę i od
następnego poniedziałku mogę wnosić tam swoje manatki. – Rozpromieniła się. – I
miałam ci przekazać kopie umów o te dodatkowe mieszkania socjalne. – Wskazała
na granatową teczkę z logiem firmy, dla której pracowała agentka nieruchomości.
- O, świetnie. Będziemy musiały
tam pojechać i trochę to ogarnąć. Oscar kogoś ma nam przysłać pod koniec tygodnia, a z Niemiec mają przyjechać odrobinę później. Damy radę z twoim mieszkaniem i tamtymi. – Uśmiechnęłam się. Prosiłam
agentkę by pomogła mi też w poszukiwaniu dwóch dodatkowych mieszkań, w których
zamieszkają pracownicy ze Stanów i Niemiec, którzy mają pomóc w skompletowaniu
nowej ekipy. Dla mnie to wielkie odciążenie, a dla nich dobrze płatny wyjazd w
delegacje. – I mamy zaproszenie na dzisiejszy wieczór.
- Tak? Do kogo?
- Opowiadałam ci, że poznałam
znajomych Marca na chrzcinach. To młode małżeństwo, Ivan i Raquel. Okazało się,
że mieszkają dwa bloki dalej. Będzie też Mel i mój kuzyn. W końcu może poznasz
tego sławnego bliźniaka…
- Więc idziemy. – Uśmiechnęła
się, ale od razu zobaczyła moją skwaszoną minę. – Nie idziemy? – zapytała
niepewnie. – Mówiłaś, że są w porządku. – Sama pewnie na jej miejscu byłabym
zdezorientowana.
- Wiesz też kto okazał się moim
sąsiadem i tym razem mieszka tylko i wyłącznie budynek dalej? – Zacisnęłam
zęby.
- Ryknę śmiechem, gdy powiesz, że
ten twój Niemiec. – Wrzuciła sobie do buzi ziarenko winogrona.
- Ej, on wcale nie jest mój! –
oburzyłam się i przy okazji cała zaczerwieniłam, a ona naprawdę ryknęła śmiechem,
domyślając się, że to co palnęła, okazało się prawdą.
- Jeżeli będzie, to musimy być
tam na pewno! Muszę go zobaczyć na żywo. – zaśmiała się. – O której mamy tam
być?
- Za półtorej godziny – mruknęłam
i włożyłam paczki makaronu do szafki.
- Damy radę. – Am poruszyła tylko
brwiami, jakby miała dla mnie jakiś iście szatański plan. Ja miałam tylko
nadzieję, że w mieszkaniu Rakiticiów spotkam tylko Marca i Melissę.
Ubrana w jasnoniebieską koszulę,
włożoną w wytarte jeansy i granatowe baleriny wyszłam z mieszkania i zamknęłam
za sobą drzwi. Na klatce czekała już na mnie Amelie, ubrana w materiałowe
czarne spodnie i szarą bluzkę z krótkim rękawkiem. W rękach trzymała wino,
które wzięłyśmy ze sobą by nie iść do nich pierwszy raz na pusto. Wyszłyśmy z
budynku, a ja przez całą drogę do ich bloku modliłam się, by nie spotkać tam
Marca. Wiedziałam, że będzie niezręcznie…
Tak jak byliśmy umówieni, pod ich
klatką czekał na nas mój kuzyn i Melisa. W Barcelonie akurat była mama Mel,
więc została w domu z Galą. Przedstawiłam ich sobie z Amelie i wspólnie
zadzwoniliśmy do domofonu. Drzwi otworzył nam Ivan i zaprosił na górę. We
czwórkę powędrowaliśmy na odpowiednie piętro, a w progu ich mieszkania czekała
już na nas Raquel z Altheą na rękach. Zaprosiła nas od razu do dużego pokoju,
gdzie na wstępie gospodarz zaproponował nam wachlarz win chorwackich i
hiszpańskich. Całe szczęście, że do otwarcia biura miałyśmy jeszcze kilka dni,
więc nie musiałyśmy rano wstawać… Do siebie też miałyśmy blisko.
Usiedliśmy i na początku panowie
sami narzucili temat piłki, a później chwilę rozgrzebaliśmy kwestię mojej
przeprowadzki i już prawie gotowego biura.
Po drugiej lampce wina, poczułam
jak lekko zakręciło mi się w głowie, więc wyszłam na balkon i usiadłam na
niskiej ławeczce, którą tam mieli. Dopiero po chwili mogłam wstać i podejść do
barierki. Postałam tam przez kilka minut, gdy usłyszałam, że w środku podniósł
się głos, ale nie zwróciłam na to nawet uwagi. Musieli wejść na jakiś
dyskusyjny temat. Minęły kolejne minuty, a ja usłyszałam, że ktoś wychodzi do
mnie na balkon. Pomyślałam, że to Melissa albo Amelie, sprawdzić czy już ze mną
w porządku, ale zamiast nich, zobaczyłam wysokiego blondyna z lekkim uśmiechem
na twarzy. Moje modły wcale nie zostały wysłuchane. Właśnie dlatego nie
chciałam tu przychodzić. To było bardzo prawdopodobne, że go tutaj spotkam.
Widać, że gospodarz i Marc byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi. W szczególności,
że mieszkają budynek obok siebie, a codziennie trenują razem w klubie.
- Wyszedłem się przywitać –
powiedział spokojnym głosem i oparł się obok mnie. – Podobno jesteśmy teraz
sąsiadami - dodał.
- Tak wyszło. – Skinęłam głową. –
Dziękuję za bransoletkę. Nie miałam pojęcia, że ją zgubiłam – przypomniałam
sobie. Skoro już tu stał, nie mogłam zamilknąć albo odwrócić się na pięcie.
- Znalazłem ją wtedy w pościeli,
zanim wyszedłem – powiedział, a ja jak na zawołanie zrobiłam się czerwona. –
Wsadziłem do kieszeni kurtki i wyszedłem. A później już tylko spotkałem cię u
Bartry – dodał uśmiechnięty. Nie wiedziałam czy nawiąże do tego, że rano tak po
prostu zwiałam gdy spał czy nie… Ale gdyby to zrobił, pewnie cała bym się
spaliła.
- Trochę głupio wyszło, prawda? –
Skrzywiłam się. Nie chciałam tego tematu, a sama go zaczęłam.. – Przepraszam,
Marc…
- Gdzie zniknęliście? Wracajcie
już! – W progu balkonu pojawiła się Raquel. Popatrzyłam tylko na Niemca, a on
wskazał bym pierwsza weszła do środka. Czyli temat się urwał. Albo kiedyś czeka
mnie kontynuacja albo oboje przemilczymy sprawę i wszystko rozejdzie się po
kościach. Zdecydowanie wolałam tę drugą opcję.
Gdy weszłam do środka, od razu
napotkałam przenikliwe spojrzenie mojej przyjaciółki. Wcześniej zapowiadała, że
z chęcią zobaczy na żywo Marca no i go ma… Uśmiechała się pod nosem. Czyli będę
miała kolejną osobę do kolekcji, która będzie przypinała mu metkę „mojego”, tak
samo jak robił to Eric.
***
Kto już wrócił do szkoły, a kto jeszcze się obija? :)
Och, nie może być zła i tą etykietę "jej Niemca" :D Bo to takie fajne, urocze i zabawne. Poza tym to przynajmniej dokładnie precyzuje o kim mowa. Nie ma co, spotkanie na balkonie mogło być bardziej niezręczne, ale jednak stało się prawie zwyczajnym spotkaniem, a ciekawa jestem, czy kiedyś rozmowa o ich nocy będzie kontynuowana :D
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Taki dosyć luźny, ale akcja idzie do przodu. ;) Jestem ciekawa dalszego ciągu i mam nadzieję, że Marc tego tematu nie porzuci, a wręcz przeciwnie - będzie do niego baaaardzo często wracał. :p
OdpowiedzUsuńBuziaki ;*
PS Ja się jeszcze obijam. :p
Ja się obijam, ja się obijam! Że tak zacznę od końca :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału...
Ty sobie Maia dalej wmawiaj, że to była tylko jednorazowa przygoda, a ja, Eric czy Amelie wiemy swoje xD
No ona jest po prostu skazana na niego, zwłaszcza skoro Marc mieszka obok :D
Nie wiem czemu ale wyobraziłam sobie jak Amelie coś działa z Erickiem... niby on tam sie z kimś umawia, ale kto wie :D Moim zdaniem pasowali by do siebie i jeszcze dodatkowo założyli by jakąś komitywę, by nie pozwolić zapomnieć Mai o brakarzu :D
Super rozdział, CHCĘ WIECEJ :D
I to opowiadanie o Trappie też chcę JUŻ :D
Buziaki ;*
Maia się tak wzbrania, wzbrania, a wszystko, DOSŁOWNIE WSZYSTKO, mówi, że oni i tak będą coś ten tego, hehe
OdpowiedzUsuńa to przez Marca i państwo Rakitić. a to przez to, że są sąsiadami...:> Amelie już tam tego dopilnuje, hehe
niech Eric i Amelie pobawią się w swatkę!! :D
dołączam się do mojej poprzedniczki i... JA CHCĘ FANFIKA O TRAPPIE TERAZ ZARAZ!
czekam na kolejny, dużo weny!!
Aha, sprawa z bransoletką się wyjaśniła! :D Naprawdę mam nadzieję, że ta sprawa "nie rozejdzie się po kościach", a zamiast tego rozpocznie się naprawdę interesująca rozmowa pomiędzy tą dwójką! Poza tym... są sąsiadami! Czekam, naprawdę czekam na rozwinięcie tego wątku w jakiś szerszy plan :D
OdpowiedzUsuńNo i... Amelie wygadała się Ericowi, co zdecydowanie wpływa na korzyść grupy "twój Marc", a zostawia Maię kompletnie osamotnioną w bronieniu się (myślę, że w tym nie pomoże jej nawet Mats ;))
Czekam na następny! :D
No cóż... ja już wdrożona w naukę (choć właściwie to już od sierpnia) i nigdy w życiu nie byłam tak zmęczona ;)
Pozdrawiam,
Ana :)
My to chyba musimy sobie porozmawiać.. Ja chce ich dłuższej rozmowy i spotkania na osobności! I ta sprawa na pewno nie może rozejść się po kościach :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nowość!
Cześć! :D
OdpowiedzUsuńNa samym starcie...
Bardzo przepraszam, że tyle musiałaś na mnie czekać... Niestety szkoła zaplanowała mi całe dnie poświęcone dla niej, więc nie miałam kiedy czytać Waszych opowiadań... :( Dopiero dziś mogłam na spokojnie przysiąść i troszkę poczytać. :)
No i co ja mogę o tym rozdziale napisać? ;)
Tylko i wyłącznie, że jest DOSKONAŁY I MEGO PORYWAJĄCY! :D
Nie ma nudy! :D I to mi się podoba. ^^
Sprawa z bransoletką się wyjaśniła i fajnie, bo bardzo mnie to zaintrygowało. ;)
Marc sąsiadem naszej bohaterki? Ciekawie to się układa, oj bardzo ciekawie. ;)
I wiesz co przypadło mi do gustu? :D Spotkanie na balkonie. ^^ No mega! :D
Wybacz, że komentarz jakoś taki... mało ogarnięty, ale dziś mam jakiś taki dzień. :x Nic mądrego napisać nie umiem. :P (O ile kiedykolwiek coś mądrego pisałam xd)
Czekam na kolejny. ♥
Ściskam. ♥
Maia mała kłamczuszka, no! Nie podoba mi się ten ex, bo coś czuje, że będą z nim kłopoty..
OdpowiedzUsuńCieszę się na ich spotkanie i oby było super! ;D
Czekam na następny, życzę weny i powodzenia w szkole! ;*