środa, 28 września 2016

ROZDZIAŁ 6

                Weszłam do swojego gabinetu i rozsiadłam się na wygodnym fotelu. Pierwszy dzień w pracy w nowym biurze był naprawdę dla mnie olbrzymią uciechą. Gdy w sobotę odebrałam od budowlańców symbolicznie klucze, stanęłam na środku głównego holu i obracałam się dookoła z szerokim uśmiechem. W końcu byłam na swoim. Mogłam oficjalnie ogłosić, że Morera Motors w końcu doczekało się filii w Hiszpanii, w mojej Barcelonie. Z ekscytacji, przesiedziałam tu prawie cały weekend i urządzałam swój gabinet. Co prawda miałam tu potrzebne meble, ale musiałam przynieść książki, doniczki z kwiatami, ramki ze zdjęciami i wszystko co będzie mi tu potrzebne.
                Spojrzałam na zegarek i podniosłam się z miejsca. Amelie miała zebrać wszystkich w pokoju konferencyjnym, bo delegaci ze Stanów i Niemiec byli już wczoraj w Hiszpanii. Dziś informatycy mogli zacząć programować komputery, a cała reszta przygotować się do pracy.
Wyszłam z pomieszczenia i ominęłam stanowisko mojej asystentki, Amelie. Skierowałam się długim korytarzem do konferencyjnego i już z daleka zobaczyłam jak Am właśnie z niego wychodzi i szybkim krokiem kieruje się w moją stronę.
                - Wszyscy już są? – zapytałam z uśmiechem. Nie mogłam się doczekać, kiedy oficjalnie ich powitam i zaproszę do wspólnej pracy.
                - Tak. – Skinęła głową. – Maia, poczekaj… - Chciała mnie zatrzymać, ale po prostu weszłam do środka.
 - Dzień dobry, wszystkim – powiedziałam, nawiązując kontakt wzrokowy z kilkoma pracownikami, siedzącymi po stronie okna. Przeszłam wzdłuż długiego stołu, słysząc za sobą kroki asystentki. – Bardzo cieszę się, że wszyscy już tu jesteśmy – dodałam i spojrzałam kolejno na każdego, zaczynając od swojej prawej strony. – Części z was nie znam osobiście, ale myślę, że będzie nam się dobrze pracować. – Miałam na myśli ludzi z Niemiec, którzy właśnie po tej stronie siedzieli. – Ale widzę też znajome twarze. – Po woli przesuwałam wzrokiem po lewej stronie stołu i nagle zatrzymałam się na ostatniej osobie, siedzącej najbliżej mnie. Pewna postawa, lekki uśmiech i przeszywający mnie wzrok. – Więc… - mruknęłam wybita z przemowy, którą wcześniej już miałam wymyśloną. – Naszym wspólnym zadaniem jest przygotowanie oddziału do pracy, zwerbowanie nowych pracowników i wprowadzenie ich. – Automatycznie przeniosłam wzrok na przeciwną stronę stołu. – Dziękuję, że jesteście tutaj z nami i mam nadzieję na owocną współpracę – dodałam. – Na stoliku obok drzwi, Amelie – Wskazałam na brunetkę. – Zostawiła dokładną rozpiskę i przydziały do gabinetów. Jeżeli będziecie mieć jakieś pytania, z chęcią wam pomożemy. – Skończyłam i zrobiłam krok do przodu. Moi pracownicy wstali i każdy kolejno podchodził, by uścisnąć mi dłoń. Z każdym zamieniłam po dwa słowa i kierowałam do Amelie, która pomagała odnaleźć się każdemu w naszym biurze, które zajmowało praktycznie dwa piętra. Na razie mieliśmy pracować na jednym, bo była nas garstka. Gdy przyjmiemy nową ekipę, wtedy przeniesiemy część działów wyżej. Pierwszymi osobami, które miały zabrać się do pracy byli informatycy, bo bez wgranego systemu i programów, nijak nie możemy zacząć pracy.
W pomieszczeniu zostało dosłownie kilka osób. Właśnie słuchałam pochwał na temat mojego rozwoju od głównego księgowego z San Diego, kiedy kątem oka zobaczyłam Ethana, który podniósł się ze swojego miejsca, zapinając guzik marynarki.
- Później jeszcze do pana zajrzę i porozmawiamy – zwróciłam się do księgowego, a on ukłonił się i skierował do wyjścia. Rozejrzałam się jeszcze po sali, ale przy stole nie było już nikogo. Tylko trzy osoby przy wyjściu, rozmawiające z Amelie. Ethan specjalnie czekał do tego momentu.
- Nie oczekiwałam na pomoc z Londynu – mruknęłam w jego stronę, gdy ten stanął naprzeciw mnie.
 - Też się cieszę, że cię widzę. – Uśmiechnął się. Szczupły, wysoki i przystojny chłopak, który cztery lata temu naprawdę zakręcił moim światem. Zaczął u nas wtedy pracę. Był po studiach prawniczych, ale starał się o miejsce w dziale kadr, które bardziej go interesowało, a naprawdę miał nosa do zatrudnianych ludzi, więc szybko wspiął się na wyżyny. Czarował jak tylko potrafił i szybko zdobył sympatię wszystkich w firmie. Zaprzyjaźnił się z moim bratem, któremu podobał się fakt, że staliśmy się parą. Później okazało się, że okłamywał mnie w wielu kwestiach. To nie to, że zdradzał, ale notorycznie kłamał o to gdzie wychodzi czy z kim się spotyka. Ukrywał przede mną niektóre fakty ze swojej przeszłości, o których dowiadywałam się przypadkiem. Z czasem męczyły mnie już te niespodzianki i nie chciałam żyć w kłamstwie. Zakończyło się wielką kłótnią i jego przenosinami do oddziału w Wielkiej Brytanii, którą na szczęście zajmował się Oscar.
- Wcale nie miałam tego na myśli. Co ty tu robisz? – Założyłam ręce na piersiach.
- Poprosiłem Oscara o powrót do Stanów, a on się zgodził. Na miejscu okazało się, że otwierasz tu filię, więc znów poprosiłem go o przysługę – mówił spokojnie. – Chciałem zakopać topór wojenny. Obiecuję, że będę dobrym pracownikiem, pani prezes. – Posłał mi szeroki uśmiech.
- To się okaże – szepnęłam, a on skinął głową i nie ściągając uśmiechu z twarzy, ruszył w kierunku drzwi. Wystrzeliłam z konferencyjnego jak oparzona i pognałam prosto do swojego gabinetu, a moja przyjaciółka za mną. Na miejscu od razu dopadłam do swojej komórki, która leżała na biurku.
- Właśnie to chciałam ci powiedzieć zanim weszłaś! – Usłyszałam głos Amelie. – Byłam w takim samym szoku co ty – dodała.
- Nie musisz się tłumaczyć, to Oscar go tu przysłał – warknęłam i wykręciłam jego numer, ale nie odbierał. Ciągle włączała się automatyczna sekretarka. W końcu wybrałam numer mojej bratowej. Był u nich teraz środek nocy, ale trudno.. Po chwili to właśnie Oscar odebrał połączenie.
- Cześć, Maia. Vera już śpi, co tam?
- Ja tak właściwie to do ciebie – powiedziałam zła. – Tylko telefonu nie odbierasz. Czy ty zdajesz sobie sprawę kogo ty przysłałeś do współpracy ze mną? – krzyknęłam, a Amelie wtedy zamknęła drzwi mojego gabinetu. Nikt nie musiał więcej słyszeć mojego napadu złości.
- Czyli już mieliście spotkanie.. – mruknął. – Przepraszam, ale tylko jego mogłem w tym momencie wysłać do Barcelony.
- Mogłeś mnie przynajmniej uprzedzić! – pisnęłam.
- Maia, nie będzie źle, zobaczysz. Ethan pomoże ci z ekipą i pozbędziesz się go najszybciej jak się da, okej? Może zrozumiał swój błąd i najzwyczajniej, po ludzku, będzie chciał przeprosić?
- Właśnie dziś zobaczyłam tą chęć w tym jego głupim uśmiechu…
- Kiedyś nie mogłaś przestać o nim paplać..
- Zamilcz, zdrajco! – cisnęłam. – Zadzwoń rano, gdy wstaniesz. Zdam ci relację czy Ross jeszcze żyje, a ja nadal jestem na wolności – dodałam już spokojniej. – Dobrej nocy, Oscar.
- Miłego dnia w pracy – odpowiedział i się rozłączył, a ja spojrzałam na Amelie.
- Dam radę. To przecież tylko praca. – Te słowa chyba nawet bardziej kierowałam do samej siebie, a nie do niej. Amerykanka uniosła dłonie w geście kapitulacji i wyszła z pomieszczenia, zostawiając mnie tam samą.

Wrzuciłam do swojego koszyka kilka ulubionych owoców i ruszyłam dalej. Przeszłam jeszcze przez dział ze słodyczami i skręciłam po coś do picia. Sięgnęłam po karton z sokiem pomarańczowym i rozejrzałam się jeszcze po półce w poszukiwaniu mojego ulubionego smaku. Jabłko i gruszka. Cofnęłam się o krok, by spojrzeć na wyższe półki i właśnie tam go znalazłam. Na najwyższej półce. Zbliżyłam się tak jak tylko mogłam i wspięłam się na palcach, wyciągając rękę jak najwyżej i choć brakowało mi tylko odrobiny, nie dosięgałam. Nie należałam do tych najwyższych, więc w takiej sytuacji mój wzrost był przekleństwem.
W tym momencie poczułam kogoś za sobą i zobaczyłam męską dłoń nade mną, która sięgnęła po mój karton. Odwróciłam się i zobaczyłam znajomą, uśmiechniętą twarz blondyna, dla którego zdobycie mojego soku nie było najmniejszym problemem.
- O hej.. – powiedziałam. Nie powinnam być zaskoczona jego obecnością tutaj. W końcu był to najbliższy osiedlowy market, w którym każdy mógł robić zakupy. – I dziękuję – dodałam, gdy piłkarz wsadził sok do mojego koszyka.
- Zawsze do usług. – Uśmiechnął się, a ja poczułam się tak samo jak wtedy gdy zobaczyłam go u Marca czy na balkonie u Ivana. – Co słychać? – zapytał, ciągle mnie obserwując, a ja nieśmiało założyłam kosmyk włosów za ucho. Zrobiłam krok do przodu i bardzo wolni ruszyłam w stronę kas, a on dotrzymał mi kroku.
- Amelie przeniosła się już do swojego mieszkania i otworzyli nam już biuro, więc mamy sporo pracy. Musimy przygotować wszystko do oficjalnego startu – powiedziałam.
- Przeniosłyście się, bo otworzyli filię waszej firmy tutaj, prawda? Dla ciebie to było na rękę, bo rodzina. – zapytał. Odrobinę mnie to zbiło z tropu. Byłam święcie przekonana, że wszystko wiedział.. Powiedział mu przy okazji Marc albo sama wyśpiewałam mu wtedy po pijaku… Skinęłam tylko głową i przytaknęłam. – Co to właściwie za firma? I co tam robisz?
- Produkujemy części samochodowe i akcesoria. Ja pracuję w biurze – powiedziałam zdawkowo i oboje stanęliśmy w kolejce do jedynej czynnej kasy.
- Pewnie nudno tak siedzieć ciągle w papierach? – zapytał. A ja właśnie w myślach przeleciałam wszystko to co robiłam w firmie. Od podpisywania papierków po ratowanie z opresji wszystkich przy najmniejszej awarii. Czasami było naprawdę ciekawie…
- Asystentka pani prezes ma ręce pełne roboty. – odpowiedziałam szybko. Nawet nie wiedziałam skąd mi się to wzięło! Skarciłam się od razu w myślach za kłamstwo.
- Praca u szczytu! – zaśmiał się. – Wiesz co się dzieje w firmie, dzięki temu.
- Więc nie jest nudno. – Uśmiechnęłam się lekko i wtedy przyszła moja kolej do zapłaty. Kobieta skasowała moje produkty, po czym zapłaciłam i poczekałam chwilę. Wyszłoby dziwnie, gdybym uciekła bez słowa od piłkarza. Marc miał w swoim koszyku tylko kilka rzeczy, więc szybko je spakował i równo wyszliśmy ze sklepu.
- A ty? Już chyba zadomowiłeś się w Barcelonie na dobre? – zapytałam.
- Żaden piłkarz nie może zadomowić się w jakimś miejscu na dobre. – Uśmiechnął się pod nosem. – Oczywiście są wyjątki, które spędzają całe życie w jednym klubie…
- Puyol – szepnęłam. Wspaniały człowiek, którego poznałam już lata temu, gdy pomagał Bartrze zaaklimatyzować się w pierwszej drużynie. Dużo o nim słyszałam zawsze w domu. Był takim mistrzem dla Marca.
- Na przykład. – Spojrzał na mnie z szerokim uśmiechem. – Kibicujesz?
- Średnio. – Skrzywiłam się, ale odpowiedziałam szczerze. Zawsze trzymałam kciuki za Marca i życzyłam mu sukcesów, ale jakoś nie przykuwałam uwagi do meczy i wpatrywania się w zieloną murawę. Nie ekscytowałam się tym bardzo jak inni potrafili. Znałam zasady, ale to nie było czymś, na punkcie czego mogłabym oszaleć. – Ale wiem co to spalony! – zawołałam z dumą, a on zaczął się śmiać.
- Gratulacje!
- Hej, nie nabijaj się ze mnie! Aż taka dobra w tym nie jestem! Czasami jeszcze pytam się kuzynów, jeżeli chodzi o zasady!
- Tak jak ja, jeżeli chodzi o waszą kulturę i język. – Znów uśmiechnął się do mnie tak, że zrobiło mi się ciepło na policzkach. – Jeszcze go kaleczę.
- Co ty? Twój hiszpański ist sehr gut! – Zabłysnęłam, a on nie krył swojego zaskoczenia. – Szefowa zajmuje się też niemiecką filią i w dodatku mamy teraz tu pracowników z Niemiec – wytłumaczyłam, nadal brnąc w to głupie kłamstwo. Zatrzymaliśmy się tuż przed drzwiami wejściowymi do mojej klatki schodowej, a on spojrzał na drzwi i po chwili na mnie.
- Powinniśmy się umówić kiedyś na kawę – powiedział.
- Marc… - zaczęłam, spuszczając wzrok.
- Chyba jesteś mi to winna. – Uśmiechnął się, a ja dobrze wiedziałam o co mu chodzi. O moją ucieczkę nad ranem z jego mieszkania. – Nie musisz odpowiadać teraz. Jutro wyjeżdżamy na dwa dni na mecz. Umówimy się gdy wrócę, okej?
- No dobrze.. – Skinęłam głową. – Miłego dnia – dodałam i skierowałam się do drzwi, przy których mu jeszcze pomachałam i szybko wyskoczyłam schodami na swoje piętro i do mieszkania. Złapałam za komórkę i wybrałam numer przyjaciółki. – Nabroiłam! – powiedziałam, gdy tylko odebrała.
- Co znów? Zabiłaś Ethana, a ja mam ci pomóc zakopać ciało?
- Przestań, Am.. – jęknęłam. – Spotkałam na zakupach ter Stegena.
- I znów wylądowałaś w jego miękkim łóżeczku? – zaśmiała się. Nie mogła się powstrzymać od kąśliwego komentarza…
- Amelie! – Prawie krzyknęłam. – Nie! Ale powiedziałam mu, że jestem sekretarką prezes w Morera Motors…
- Dlaczego? Wiesz, że niektórzy lecą na ludzi z takimi posadami jak twoja..
- Nie wiem, tak wyszło. Po prostu. Nie chciałam by wiedział o mnie wszystko.
- No tak, Maia.. Trafia ci się taki facet, a ty kombinujesz. Jesteś dziwna.. Przecież on ci się podoba.
- Wcale tak nie powiedziałam!
- Nie musiałaś. Dobra, muszę kończyć, bo chyba przywieźli mi nową kanapę do mieszkania.
- No, dobrze, ale wiesz co w razie czego mówić?
- Że zdegradowałaś się do roli sekretarki. Dobrze, będę cię kryć. Do jutra!
- Pa.. – mruknęłam do słuchawki i odłożyłam telefon, po czym zabrałam się za wypakowywanie swoich zakupów. 
***
Ethana poznaliście, był Marc, a Maia nabroiła :D Czyli wchodzimy w te rozdziały, gdzie naprawdę historia się rozkręca :) 
Ps. Ktoś tu dziś wrócił na swój stary stadion... Do boju! :)

6 komentarzy:

  1. Świetnie, nie ma co! Najpierw pojawia się facet z przeszłości, który może nie być wcale tak neutralny, jakim powinien być, a później Marc na zakupach i przepiękna degradacja samej siebie do stanowiska sekretarki... Kombinacje, co najmniej alpejskie. Ale w sumie to świadczy, że ona przy nim traci rozum, a co za tym idzie... zauroczenie! :D
    Poza tym kocham jej relację z bratem, jak i Amelie. :)

    P.S.
    Ode mnie takie małe info... Dojrzałam do tego, by druga część z Ramosem powstała, więc spodziewaj się kolejnych rozdziałów. Są już bohaterowie i zarys fabuły cz. 2 :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu dużo pisać? Marc jest słodki <3 I coś mi się wydaje, że tak szybko sobie Mai nie odpuści, a Ethan z kolei będzie chciał między nimi namieszać.. Ale to tylko moje domysły :p Czekam na kontynuację, kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj Maia no co ty! :D
    Niepotrzebnie kłamała, choć w takich niespodziewanych sytuacjach różnie to bywa i nawet rozumiem, że jej się kłamstwo wymsknęło.
    Zdecydowanie jestem za tym, żeby poszła z bramkarzem na kawę i kto wie co jeszcze :D
    Bardzo urocza scenka w tym supermarkecie, rozczuliłaś mnie ;)
    No i Ethan... z pewnością nie bez powodu wrócił i pewnie namiesza, także pozostaje mi tylko czkać ;)
    Oglądałam wczoraj mecz i szczerze mówiąc to bardziej kibicowałam Borussi i jak wiadomo do pierwszej połowy Barcelona nie miała praktycznie z nimi szans... no ale w drugiej niestety polegli.
    Z pewnością dla Marca to był wyjątkowy mecz ;)
    Zycze weny standardowo i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tak czy siak, były chłopak i prawie "obecny" to na pewno będzie ciekawie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Maia, Ty niedobroto! :D
    jeny, Ethan... boję się, że znów namiesza Mai w głowie... A Marc jej w tym nie pomoże :|
    no i Marc... Amelie tym tekstem o tym, że Maia znów wylądowała z Marciem w łóżku... wymiata XD
    czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
  6. jestem i tutaj ;)
    oj Maia, Maia... pamiętaj, że kłamstwo ma krótkie nogi ;)
    nie podoba mi się ten Ethan i nie chcę go tutaj XDDDD
    więc Marc, do dzieła :P
    weny ♥

    OdpowiedzUsuń