Dałam namówić się dziewczynom na
oglądanie meczu z trybun stadionu Camp Nou i kibicowanie chłopakom, ale chyba
jednak przyniosłam im pecha, bo mecz zakończył się remisem z Deportivo La
Coruña. Z naszego grona, zadowolone były tylko Coral, Raquel i Romarey, bo
Sergi, Ivan i Jordi mieli okazję zagrać. Za to ja, Melissa i Amelie mogłyśmy
zobaczyć dwóch Marców i Thomasa tylko na ławce rezerwowych. Jednak mimo to, ten
dzień był dla mnie udany i miałam bardzo dobry humor. Czułam, że Amelie chce ze
mną o tym porozmawiać, bo ona wyczuwa jakąkolwiek zmianę na kilometr, ale przy
dziewczynach nawet nie było kiedy. Wiem, że dopadnie mnie w poniedziałek w
pracy.
Wieczorem doczekałam się swojego
gościa, z którym spędziłam czas, oglądając komedię, do czasu gdy oboje zasnęliśmy
na kanapie przykryci kocem. Niedziela również była dniem leniwym i wspólnie
spędzonym, z przerwą na trening Marca.
Poniedziałkowy poranek był
podobny do tego, gdy trzeba było wstać do znienawidzonej szkoły po cudownym
weekendzie. Swoją pracę kochałam, ale naprawdę nie chciałam by ten weekend się
skończył, bo czułam się jak zakochana nastolatka. Tak, musiałam to przyznać…
Obudziłam się sama w swoim łóżku, po czym musiałam wstać i przygotować się do pracy. Zrobiłam szybki makijaż, ubrałam beżowy sweterek i do tego popielatą, dopasowaną spódnicę za kolano. Rozczesałam włosy i ubrałam buty. Spakowałam swoją torebkę i narzuciłam płaszcz, po czym wyszłam z mieszkania i udałam się na parking. Gdy wsiadałam do samochodu, dostałam SMS od ter Stegena, który życzył mi udanego dnia w pracy. Wiedziałam, że dzień od razu stanie się lepszy.
Obudziłam się sama w swoim łóżku, po czym musiałam wstać i przygotować się do pracy. Zrobiłam szybki makijaż, ubrałam beżowy sweterek i do tego popielatą, dopasowaną spódnicę za kolano. Rozczesałam włosy i ubrałam buty. Spakowałam swoją torebkę i narzuciłam płaszcz, po czym wyszłam z mieszkania i udałam się na parking. Gdy wsiadałam do samochodu, dostałam SMS od ter Stegena, który życzył mi udanego dnia w pracy. Wiedziałam, że dzień od razu stanie się lepszy.
Amelie pierwszą okazję do rozmowy
miała, gdy siedziałyśmy w socjalnym i parzyłyśmy dla siebie kawę, ale wszedł do
nas uśmiechnięty Ethan, którego właściwie nie widziałam od tamtego czwartku,
gdy to dowiedzieliśmy się o kupnie ziemi. Przyjaciółka dziwnie na mnie
patrzyła, gdy mu normalnie odpowiadałam i uśmiechałam się, a nie mruczałam pod
nosem ze wzrokiem zabójcy lub go ignorowałam, jak to było wcześniej. Gdy
wyszedł ze swoją kawą, byłam pewna, że zacznie się przesłuchanie, ale wtedy
przyszła do mnie księgowa i musiałam wrócić do pracy.
Kolejną podejrzaną sytuacją był moment, gdy razem z Am i Joanem z działu marketingu, wybieraliśmy nowy wzór na ulotki, a Ross do nas dołączył i nie miałam nic przeciwko temu. Czułam na sobie jej wzrok, wiedziałam, że wymyśla milion odpowiedzi i zamęcza tym swoją głowę.
Kolejną podejrzaną sytuacją był moment, gdy razem z Am i Joanem z działu marketingu, wybieraliśmy nowy wzór na ulotki, a Ross do nas dołączył i nie miałam nic przeciwko temu. Czułam na sobie jej wzrok, wiedziałam, że wymyśla milion odpowiedzi i zamęcza tym swoją głowę.
Równo o siedemnastej zabrałam
wszystkie swoje rzeczy, ubrałam płaszcz i wyszłam z gabinetu. Amelie również
już się zbierała, więc poczekałam na nią.
- Idziemy zjeść coś dobrego? –
zapytałam, a ona pokiwała energicznie głową.
- Umieram z głodu, a poza tym ty
masz mi dużo do opowiedzenia! – odpowiedziała, a ja tylko zaśmiałam się pod
nosem, bo miałam co do tego rację.
Zjechałyśmy windą na dół do
mojego samochodu i podjechałyśmy kilka ulic dalej do knajpki, gdzie zazwyczaj
jedliśmy z kuzynami, gdy ich odwiedzałam. Zajęłyśmy stolik pod oknem i
zabrałyśmy się za studiowanie menu.
- Wezmę chyba gazpacho, a na
deser dużą gorącą czekoladę z bitą śmietaną – powiedziałam do młodziutkiej
kelnerki, która czekała aż złożymy swoje zamówienie.
- Paella z owocami morza, a
później to samo co koleżanka – dodała od siebie Amelie, a gdy kelnerka odeszła,
ta wbiła we mnie swój świdrujący wzrok. – A teraz nie uratuje cię Ana z
księgowości ani ktokolwiek inny. Przespałaś się z Rossem?
- Co? – Zrobiłam duże oczy.
Jednak nie myślałam, że pójdzie w tym kierunku. – Nie! Nigdy w życiu!
- Więc jak mam to inaczej
tłumaczyć? W piątek byłaś taka szczęśliwa, ale to myślałam, że z powodu terenu
pod fabrykę, ale dziś byłaś jakaś taka milusia dla Rossa. A w dodatku
usłyszałam, że w czwartek wychodziłaś razem z nim o późnej porze.
- Dobrze wiesz, że mnie i Ethana
już nic nie łączy – zaczęłam spokojnie. – Wtedy sobie z nim wszystko
wyjaśniłam, a wychodziliśmy późno przez tę informację, że kupiliśmy ziemię.
Każde z nas grzecznie wróciło do swoich domów.
- No okej, powiedzmy, że to
przeszło.. Jednak nie tłumaczy to faktu, że od soboty jesteś też jakaś inna! I
bez zbędnych jęków poszłaś z nami na mecz… Do tego na weekendzie zaszyłaś się w
swoim mieszkaniu i… O mój Boże, w końcu! – Nagle szeroko się uśmiechnęła, jakby
odkryła właśnie Amerykę. – Ty i Marc?
- Ciszej . – Zaśmiałam się. Nikt
na razie nie miał się dowiedzieć, ale Amelie była wyjątkiem…
- Tylko powiedz, że w końcu się
złamałaś, błagam! – Zrobiła błagalną minę.
- Tak, zgadłaś! – odpowiedziałam
z uśmiechem. – Wygraliście. Ter Stegen to świetny facet i byłam głupia, że się
tak zapierałam.
- Więc czasem nawet i ja mam nosa
do takich spraw – powiedziała zadowolona. – Kto tym razem komu wskoczył do
łóżka?
- Amelie! – Skarciłam ją
wzrokiem, po czym kelnerka wróciła do nas z naszym obiadem. – On… - zaczęłam
nieśmiało i zamoczyłam czubek łyżki w zupie. – On był u mnie.
- Robi się naprawdę ciekawie. –
Poruszyła brwiami. – I rozumiem, że pomiędzy jednym jękiem, a drugim
powiedziałaś mu, że z powrotem awansowałaś na stanowisko prezesa? – zapytała, a
ja w tym momencie zastygłam. Będąc ostatnio w jego towarzystwie, nie
rozmawialiśmy o pracy, więc nawet o niej nie myślałam. Tym bardziej o moim
kłamstwie. – No kochana.. Teraz myśl jak się z tego wyplątać – powiedziała i
zabrała się za pałaszowanie swojego dania, a ja wbiłam wzrok w okno i zaczęłam
się zastanawiać co teraz z tym wszystkim zrobię.
Wtorek
był dniem naprawdę zakręconym i
pracowitym dla wszystkich. Jedynym pocieszeniem tego dnia były rozwieszone
świąteczne ozdoby, którymi zajęła się specjalna firma dekoratorska poprzedniego
wieczora. Mieliśmy jeszcze tydzień do świąt, a wszyscy po woli zaczynali czuć
ten klimat, bo co druga osoba w firmie już nuciła sobie pod nosem świąteczne
melodie.
Całe szczęście, bo jak co roku,
to był ostateczny bum przed przerwą. Wiedziałam, że podobne będzie też i jutro,
a w czwartek i piątek będzie już spokojniej i tak już do samych świąt.
Dochodziła dwudziesta, gdy
zamknęłam laptopa i wygodnie oparłam się o swój fotel i obróciłam przodem do
okna. Na zewnątrz panował już mrok, a na niebie widać było gwiazdy. Wtedy
usłyszałam, że ktoś zastukał w drzwi, więc odwróciłam się i zobaczyłam
uśmiechniętą twarz Rossa, która zaglądała tu już przez uchylone drzwi.
- Ty jeszcze tutaj? – zapytał zdziwiony.
- Właśnie skończyłam –
westchnęłam. – A ty? Myślałam, że wyszedłeś już dawno. – Zmarszczyłam czoło, a
on wszedł do środka.
- Tak, ale zapomniałem telefonu i
musiałem się wrócić. – Podszedł do mojego biurka i wziął do ręki ciężką
podstawkę z tabliczką mojego stanowiska i nazwiskiem. Podobna była przyczepiona
na moje drzwi. Dziś w końcu dotarły. Dostali takie już ci, którzy swoje stanowiska
w tej firmie mieli pewne. Na przykład Amelie, Andrea i jeszcze kilka z
nowoprzyjętych osób. Odstawił ją i popatrzył się na porcelanową figurkę
renifera, stojącą obok. – Zostajesz na święta tutaj czy jedziesz do Oscara i
Very?
- Tutaj. Może spędzę z nimi Nowy
Rok – odpowiedziałam i podniosłam się ze swojego miejsca.
- Szkoda, że my nigdy nie
mieliśmy okazji spędzić ich razem… - zamyślił się, a ja podeszłam i stanęłam
obok niego.
- Sam się o to dobrze
zatroszczyłeś – odparłam. W czasie, gdy z nim byłam, mieliśmy tylko jedno Boże
Narodzenie, a on miał je spędzić w gronie rodziny ze schorowaną babcią, więc ja
zostałam z bratem. Jak się okazało, był ze znajomymi na Hawajach…
- Wiem, przepraszam… Byłem głupi
i teraz to wiem. Żałuję.
- Ethan.. – westchnęłam. –
Rozmawialiśmy o tym i myślałam, że nie będziemy do tego już wracać.
- Okej, jasne. Ale.. – Podrapał się
po karku, a ja spojrzałam na niego. – Co jeżeli teraz by nam się miał udać? –
wyszeptał, zbliżając się po woli.
- To już nie ma sensu ani racji
bytu – odpowiedziałam już odrobinę zdenerwowana. Byłam zmęczona, a on wracał do
tego co było gdy tu przyjechał. – Mam kogoś i jestem szczęśliwa. Zrozum.
- A gdyby go nie było? – wymamrotał.
Czułam, że znów chciał zacząć używać swoich bezcelowych podchodów. Chciałam zabrać swoje rzeczy i odejść, a on
złapał za mój łokieć i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, poczułam jego usta
na swoich. Ich smak był taki sam jak wtedy, słodki i za razem gorzki, taki o jakim
się myślało. Właśnie zdałam sobie sprawę, że z jednej strony mi tego brakowało,
a z drugiej… Odepchnęłam go od siebie i zmierzyłam wzrokiem.
- Ethan, wyjdź – powiedziałam pewnie.
– Wyjdź! – krzyknęłam i wskazałam na drzwi, gdy ten nawet nie drgnął. – Ile
razy mam to jeszcze powtórzyć? – zapytałam ze złością, a on jakby nigdy nic, z rękami
w kieszeni skierował się do wyjścia. Proszę państwa, powrócił ten pewny siebie
i arogancki Ethan Ross, którego tak bardzo nienawidziłam.
~*~
Przechodził się po salonie
przyjaciela i chyba po raz pierwszy zaczął przyglądać się zdjęciom w antyramach
zawieszonych na ścianach. Wcześniej jakoś nigdy nie było okazji, a dziś został
skazany na chwilę w samotności w salonie piłkarza. Dostali dzień wolny, na
który każdy miał już jakieś plany, a on siedziałby sam w swoim mieszkaniu.
Dostał propozycję wizyty u kolegi, który tego dnia cały dzień zabawiał swoją
córkę. Jego narzeczona wyjechała na kilka dni na jedne z Moto GP, za którymi
już bardzo tęskniła.
Mała
Gala musiała zostać przebrana, więc Bartra zabrał ją do pokoju, a kolegę
zostawił na dole. Blondyn uśmiechał się sam do siebie, gdy spoglądał na stare
zdjęcia młodych bliźniaków, a na co drugim towarzyszyła im drobna mulatka o
ciemnych włosach i szerokim uśmiechu.
-
Jesteśmy! – Usłyszał głos Hiszpana i odwrócił się. Chłopak niósł na rękach
maleńką dziewczynkę, którą po chwili włożył do bujaka. Wyglądało na to, że to
była pora jej drzemki, bo była bardzo cicha i spokojna. – Za chwilę Gala da nam
trochę wytchnienia – dodał i zaczął po woli ją bujać, nie odwracając wzroku od
swojego skarbu.
- Jak
na to, że Maia jest ze Stanów, spędzaliście w dzieciństwie mnóstwo czasu –
powiedział bramkarz, wracając do przeglądania rodzinnych fotografii Bartry.
-
Ponieważ Maia nie mieszkała w Stanach, a tutaj – odpowiedział z uśmiechem i
podniósł się, widząc, że Gala zamknęła już oczka. Wskazał koledze by wyszli na
taras i tam usiedli przy stole. Widział, że jego kuzynka wcale nie była
obojętna Niemcowi, a i Eric coś paplał, więc to, że Marc interesował się
dziewczyną, wcale go nie zdziwiło. – Jej matka zadała się z nieodpowiednim
facetem, który zrobił dzieci dwóm kobietom na raz. Ostatecznie wybrał tą w
Stanach, a moja ciotka była samotną matką. Nigdy ci o tym nie opowiadała? –
Zmarszczył brwi.
- Nie.
– Blondyn pokiwał głową i upił łyk soku ze szklanki, który jeszcze wcześniej tu
postawił. Nieoficjalnie zachowywali się jak para, a oboje jeszcze sami tego nie
sprecyzowali nawet między sobą. Maia nic nie mówiła o swoim dzieciństwie, a i
on sam nie napierał.
- Jej
mama zachorowała i niedługo później zmarła, a że jej ojciec tylko przesyłał jej
pieniądze, moi rodzice ją przygarnęli i wychowywaliśmy się jako rodzeństwo. I
tak właściwie to siedzimy w jej rodzinnym domu… - zaśmiał się, rozglądając
dookoła. – Jak miała chyba dziewiętnaście lat, okazało się, że facetowi się
zmarło i proszą o wstawienie się na odczytanie testamentu. I co się okazało?
Gość był właścicielem olbrzymiej firmy, kasy jak lodu, domy letniskowe w co
drugim państwie… Chciała zrzec się swojej części, ale tam poznała swojego
biologicznego brata i przesiedziała tam siedem lat. – Wzruszył ramionami. – W
końcu nie codziennie nastolatka zostaje współwłaścicielem milionowego
przedsięwzięcia, nie? – dodał, a Marc zdębiał. Współwłaścicielka? Maia przecież
powiedziała mu, że pracuje jako sekretarka pani prezes. Teraz okazuje się, że
sama nią jest. Czuł jak wewnątrz zaczyna się w nim kotłować. – I wiesz, dzięki
tej filii, wróciła do domu – zaczął Bartra, ale przerwał, bo obaj usłyszeli
płacz Gali. Jednak do końca nie zasnęła. Marc kiwnął głową do Niemca i zerwał
się do środka.
Mats już sam nie wiedział co myśleć. Najpierw usłyszał
historyjkę o jej byłym, który ją okłamywał, a teraz ona sama to robiła. Czuł
się wściekły i za razem zawiedziony. Wiedział, że z początku dziewczyna unikała
jego podchodów, ale ciągle tylko broniła się faktem, że jest starsza. Jemu to
kompletnie nie przeszkadzało. Sam śmiał się do siebie przecież, że to już chyba
przekleństwo i za razem błogosławieństwo samych piłkarzy, by ich życiowe
partnerki były starsze. Teraz ona sama się przełamała i chyba było im ze sobą
dobrze.
Zerwał się na równe nogi i wszedł do środka. Palnął coś do
kolegi, że gdzieś musi jechać i wpadnie później. Obrońca nawet nie zdążył
odpowiedzieć, bo Niemiec już był przed domem i wsiadał w samochód.
Nawet nie wiedział kiedy już parkował pod wysokim biurowcem,
gdzie mieściła się hiszpańska filia Morera Motors. Wszedł do środka i
zignorował recepcjonistkę, po czym wpadł do windy i nacisnął guzik z
odpowiednim piętrem. Chwilę później drzwi się rozsunęły i postawił stopę w
przedsionku ze szklanymi drzwiami z napisaną nazwą firmy. Stanowisko
recepcjonistki było puste, więc zatrzymał się na środku korytarza i rozejrzał
się. Po prawej stronie zauważył biurko sekrekarki, a przy nim znajomą twarz
Amelie. Ruszył właśnie w tę stronę. Dziewczyna podniosła wzrok znad skoroszytu
i aż otworzyła buzię ze zdziwienia.
- Pani
prezes u siebie? – zapytał oschłym tonem.
- Marc,
ale… - zawołała Amelie, ale on złapał za klamkę i pchnął drzwi, wchodząc do gabinetu,
na którym wisiała tabliczka Prezes Maia
Bartra Morera.