poniedziałek, 2 stycznia 2017

Rozdział 10

Stałam przed półką z pieczywem i wybierałam dla siebie bułki na śniadanie. W jednym uchu miałam słuchawkę, przez którą słuchałam ulubionej piosenki i jednocześnie nuciłam sobie ją pod nosem. Miałam na sobie stare dresy, koszulkę i na to narzuconą kurtkę, a włosy związane w kitkę. Musiałam wyglądać zabawnie, gdy jeszcze w dodatku ruszałam nogą w rytm muzyki. Nie przejmowałam się, bo i tak co drugi tu przychodził tak z rana. To był nasz osiedlowy markecik, więc my mogliśmy. Mogłam sobie odpuścić poranek w biurze i pojadę tylko, gdy Oscar zarządzi konferencje.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na moim ramieniu, przez co prawie podskoczyłam, a słuchawka sama wyleciała mi z ucha. Spojrzałam na dewianta, którym okazał się nie kto inny, jak mój sąsiad. Uśmiechnęłam się do niego i pokręciłam głową. Już byłam przyzwyczajona do tego, że często spotykałam Marca w sklepie.
- Widać, że dziś jesteś w dobrym humorze. – Uśmiechnął się.
- Tak, w końcu się wyspałam! – powiedziałam zadowolona.
- Wolny dzień? Ostatnio faktycznie wyglądałaś na przepracowaną.
- Można tak powiedzieć. – Skinęłam głową. – A ty nie na treningu?
- Później jadę na siłownię. Ostatnio coś mam z mięśniem. – Skrzywił się. – Na szczęście nic bardzo poważnego. – Szybko zmienił wyraz twarzy. W jednej chwili usłyszeliśmy jakieś ostrą wymianę zdań, więc odwróciliśmy się w stronę działu z nabiałem, gdzie stała jakaś młoda para. Chłopak trzymał w dłoni jeden serek, a dziewczyna inny. Wyszło na to, że kłócili się o to, który mają zabrać..
- Matko, nie rozumiem dlaczego ludzie kłócą się o taką głupotę.. – skomentowałam. – Teraz będą na siebie syczeć przez głupi twarożek – zaśmiałam się.
- Zobaczysz, za chwilę się pogodzą – powiedział bramkarz z uśmiechem.
- Ona wygląda na zawzięty typ… Będą ciche dni, mogę się założyć – odparłam.
- Okej, z chęcią! Jeżeli wygram, wpraszam się dziś na dobre śniadanie, a jak będzie odwrotnie, to zapraszam do siebie.
- Zgoda! – odpowiedziałam i uścisnęłam dłoń chłopaka, a on przeciął zakład.
 - Trzy… Dwa… Jeden… - Gdy skończył odliczać, ci zadecydowali, że wezmą oba i na końcu pocałowali się na zgodę. Stałam jak wryta, gdy nas mijali. Po chwili spojrzałam na Niemca z niedowierzaniem.
- Skąd to wiedziałeś?!
- Wprowadzili się kilka dni temu do mieszkania nade mną.. – zaczął. – Oni mogą tak cały dzień. Z resztą w nocy też… Godzą też się bardzo głośno! – mruknął, a ja w tym momencie się zaśmiałam.
- Ale to nie fair! – jęknęłam, a on poruszył brwiami. – Ale zakład to zakład.. – westchnęłam, a on ucieszył się jak małe dziecko. Włożyłam do swojego koszyka jeszcze pare produktów i zaczęłam myśleć co przygotuję. Zapłaciliśmy za swoje zakupy i wróciliśmy do mojego mieszkania.

Siedziałam przy stole naprzeciw Marca i obserwowałam jak kończy swoje śniadanie, opiera się o krzesło i szeroko uśmiecha.
- Mógłbym się przyzwyczaić do takich śniadań – powiedział zadowolony, a ja zaśmiałam się pod nosem.
- O nie! Następnym razem to ja wygram jakiś zakład! – powiedziałam. – I wtedy to ty zaprezentujesz swoje kulinarne zdolności.
- O ile w ogóle takie posiadam – odparł i upił łyk soku.
- Skoro nie przypalasz wody w czajniku, to już jest kucharski sukces! – Uśmiechnęłam się szeroko i zabrałam oba puste talerze, po czym włożyłam je do zlewu. – Poza tym moje danie było najbanalniejszym, które mogłem wymyślić – dodałam roześmiana. Jajecznica, do tego grzanki i pomidorki z sosem sałatkowym. Coś gotowego w kilka minut.
- Liczy się wykonanie i końcowy efekt. Nigdy nie jadłem lepszego śniadania.
 - Jak słodko. – Zatrzepotałam rzęsami. – I nie, nie wkręcisz się na kolejne! – dodałam, kręcąc głową.
- Właśnie zniszczyłaś resztki mojej nadziei na to – odparł roześmiany i spojrzał na zegarek. – Ja będę się już zbierał.. – Podniósł się ze swojego miejsca i podszedł do mnie. – Dziękuję za pyszne śniadanie – powiedział niskim tonem, patrząc mi prosto w oczy z uśmiechem, a mnie aż przeszły ciarki po karku. Pochylił się i musnął mój policzek. Automatycznie przygryzłam dolną wargę, a on oddalił się, nie zdejmując uśmiechu z twarzy. Ruszył w stronę drzwi, a gdy się ocknęłam, ruszyłam za nim. Zatrzymał się tuż przed wyjściem i odwrócił się, a ja zastygłam. Zrobił krok w moją stronę, złapał za dłoń i przyciągnął do siebie, jednocześnie wpijając się w moje usta. Przymknęłam powieki i po prostu nie mogłam nie oddać tego pocałunku. Moje nogi wydały się być jak waty, a w brzuchu zaczęło coś latać. – Pójdę już – powiedział i wyszedł, a ja stałam w przejściu zamykając i otwierając co chwilę oczy, zastanawiając się co tak właściwie się tu wydarzyło.

Wideokonferencja z Oscarem i dyrektorami oddziałów z Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francji minęła szybko i sprawnie. Później jeszcze chwilę porozmawiałam prywatnie z bratem, który zaczął mi dogryzać, ale szybko go zbyłam i jeszcze przez chwilę posiedziałam z Amelie i wróciłam do mieszkania. Zrobiłam dla siebie miskę popcornu i rozłożyłam się przed telewizorem, włączając jeden z tych nowszych romansideł*. Dwóch młodych Hiszpanów wyjeżdża do Niemiec, chcąc zrobić szybką karierę, tam poznają innych Hiszpanów, z którymi mieszkają i się przyjaźnią. Komedia i romans w jednym.  
Właśnie miałam zacząć poszukiwania kolejnego filmu, który miał mi umilić ten piątkowy wieczór, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Poprawiłam tylko włosy, które i tak dalej były w nieładzie i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je i w progu zobaczyłam bramkarza z dwiema siatkami zakupów. Popatrzyłam na niego zdziwiona.
- Kolacja w podzięce za śniadanie? – Uśmiechnął się szeroko, a ja nie potrafiłam nie odpowiedzieć mu tym samym. Cofnęłam się o krok, wpuszczając go do mieszkania. Od razu przeszedł do kuchni i zabrał się do pracy.
- Mogę przynajmniej pomóc? – zapytałam, opierając się tyłem o blat szafki.
- Ani trochę.. Możesz sobie znaleźć jakieś zajęcie z dala od kuchni – powiedział i umył ręce. – Jeżeli nie będę mógł czegoś znaleźć, będę wołał – dodał i po jego minie wnioskowałam, że nie zacznie dopóki się stąd nie zmyję.
- To ja.. – Podrapałam się po karku. – Będę na górze. – Zabrałam laptop ze stołu i wyszłam po schodkach do swojej sypialni. Ukradkiem, po drodze do łózka, zerknęłam w lustro. Stwierdzam, że ten chłopak widział mnie już w wielu wydaniach. Upitą, śpiącą, zmęczoną, w porannym nieładzie, gdy widywaliśmy się przy półce ze świeżym pieczywem w sklepie i teraz, w przetartych jeansach i o wiele za dużej koszulce, w połowie rozmazanym makijażu i niedbale związanym kucyku.
Rzuciłam laptopa na łóżko i przeszłam do łazienki, by zmyć twarz, ale jednak skończyło się na szybkim prysznicu. Owinięta w ręcznik wyszłam z łazienki, nasłuchując czy Marc nadal jest na dole. Przeszłam do szafy i zabrałam z niej czyste jeansy i biały top oraz bieliznę. Wróciłam do łazienki i szybko się ubrałam. Rozczesałam mokre włosy i na razie je zostawiłam. Usiadłam na rogu łóżka i otworzyłam urządzenie, po czym zaczęłam nasłuchiwać odgłosów z dołu. Nagle się coś zatłukło, a ja się skrzywiłam.
- Jesteś pewny, że nie potrzebujesz pomocy? – zawołałam.
- Wszystko pod kontrolą! – Usłyszałam. Przez zapachy dobiegające dołu, musiałam przyznać, że zaczęłam robić się głodna.
Minęło może jeszcze jakieś pół godziny, zanim zostałam zaproszona na dół. Niepewnie zeszłam na dół, nie wiedząc co zastanę w mojej kuchni. Ku mojemu zdziwieniu, stół stał już zastawiony, a część kuchenna wyglądała tak samo czysto, gdy go tu zostawiałam.
- Zapraszam do stołu – powiedział Marc z uśmiechem i odsunął dla mnie krzesło u szczytu stołu, a po chwili podsunął mi pełny talerz. Usiadł po mojej prawej ze swoim talerzem, po czym zaświecił świeczkę, którą wcześniej ustawił na środku stołu.
- Muszę przyznać, że wygląda to świetnie.. – Pokiwałam głową. – Umieram z głodu!
- W takim razie, życzę smacznego. – Uśmiechnął się i wziął do ręki widelec. Na połowie talerza prezentowały się pokrojone w kostkę ziemniaczki z przyprawami, a na drugiej pieczeń, która w smaku była świetna. Zaczynałam sobie przypominać, że będąc raz na wyjeździe w Niemczech w sprawach służbowych jadłam coś podobnego, ale jeżeli miałabym być szczera, w jego wykonaniu było to o wiele lepsze.
- Było…- Oparłam się o tył krzesła i upiłam łyk czerwonego wina z kieliszka. – Przepyszne - dokończyłam. Nawet nie wiedziałam kiedy, mój talerz stał się całkowicie pusty.
- Cieszę się, że smakowało – odpowiedział z uśmiechem, kończąc swoją porcję.
- Czyli co, śniadania u mnie, a kolacje u ciebie? – zaśmiałam się.
- Jestem za, ale gorzej, gdy będziemy chcieli je połączyć. – Poruszył brwiami, a ja kopnęłam go pod stołem w kostkę.
- Możemy zawrzeć kontrakt o gotowanie.
- Nie lepiej od razu się ożenić? – zapytał niskim tonem.
- Jeszcze nie widziałam by w umowie zawarcia związku małżeńskiego był podpunkt o przygotowywanie śniadań i kolacji.
- W naszym będzie – odpowiedział i uśmiechnął się szeroko, a ja zaczęłam się śmiać. – A tak na poważnie teraz, słyszałem, że jutro umówiłaś się na zakupy z Raquel.
- Tak, idziemy z dziewczynami połazić po sklepach. – Uśmiechnęłam się. – Najlepsza terapia dla kobiet.
- Powinnaś przyjść z nimi później na mecz.  
- Dawno na żadnym nie byłam… - westchnęłam i dopiłam ostatni łyk wina.
- W takim razie, musisz to nadrobić.                                
- Wszystko okaże się jutro – odparłam i dolałam nam jeszcze resztę z butelki do kieliszków.
- Rozpiję się przy tobie!
- A ja przy tobie! – zaśmiałam się i spojrzałam na niego. Przez chwilę patrzyliśmy tak na siebie w ciszy, oboje z lekkim uśmiechem na twarzy. W końcu podniosłam się ze swojego miejsca. - Ty gotowałeś, ja posprzątam – oznajmiłam.
- Zostaw. – Złapał mnie za łokieć i wstał, nie odrywając ode mnie wzroku. Nie wiem dlaczego, ale w tym momencie pomyślałam o tym co zrobił rano. Chciałam by zrobił to samo. Spuściłam wzrok, a on delikatnie uniósł mój podbródek, zmuszając bym znów spojrzała mu prosto w oczy. – Naprawdę nadal uważasz, że te trzy lata pomiędzy nami to przepaść? Że jestem dla ciebie dzieciakiem?  – zapytał cicho. Skąd wiedział, że o to mi chodziło? Zrobiło mi się w tej chwili trochę głupio, ale tak naprawdę w ostatnim czasie nawet o tym nie pomyślałam. „Bo jest młodszy” służyło tylko do wymówki dla Amelie i Erica, ale teraz nawet i to było mało. Kuzyn załatwił mnie tym, że związał się ze starszą kobietą od siebie.
- Teoria, w którą zaczęłam wątpić – szepnęłam.
- To dobrze, ponieważ ten dzieciak całkowicie się w tobie zatracił – odpowiedział i zbliżył swoją twarz do mojej. Automatycznie uniosłam dłoń i położyłam ją na jego policzku, po czym złączyłam nasze usta w pocałunku.
Jego ręce powędrowały na moją talię i przysunęły maksymalnie do swojego ciała. Poczułam dreszcze, gdy poczułam jego ciepłe dłonie pod moją koszulką. Oplotłam swoje palce na jego karku i poczułam, że nie mogę już dłużej się opierać temu, co każdy mi wmawia za pewne. Amelie i Eric cały czas suszyli mi głowę o bramkarza i w tej chwili chcę im przyznać całkowitą rację.
Po chwili oboje znaleźliśmy się na kanapie, a koszulka Marca spadła na podłogę. Dotyk jego ust stał się dla mnie czymś kojącym, a dłonie największą przyjemnością. Z jednej strony pożałowałam, że nie zapamiętałam naszej pierwszej wspólnej nocy, a z drugiej.. Dziś wszystko mogło być dla mnie czymś nowym.
Zaplotłam nogi wokół piłkarza, który mnie podniósł i nie odrywając się od moich ust, wolnym krokiem wyszedł po schodkach na górę i ułożył mnie delikatnie na łóżku. Wspólnie pozbyliśmy się mojej koszulki, a on przyległ swoim nagim torsem do mojej skóry, co stało się dla mnie kolejnym uniesieniem.
Zaczął zjeżdżać pocałunkami niżej, aż poczułam jak bardzo po woli zsuwa ze mnie jeansy i po chwili wraca do góry. Z każdym jego gestem, czynem i ruchem zaczynałam wpadać w trans, którego ukoronowaniem był moment, gdy poczułam go w sobie i jednocześnie patrzyliśmy sobie prosto w oczy.

Leżałam już tak przez chwilę na boku i obserwowałam śpiącego blondyna. W mojej głowie już teraz panował kompletny mentlik. Choć wiem, że Am i Eric skakaliby ze szczęścia jakby dowiedzieli się o tej nocy, ale na razie nie chcę by ktokolwiek o tym wiedział. Sama na razie muszę się do tego przyzwyczaić i wszystko poukładać w całość. Bardzo dobrze wiedziałam, że Marc nie był dzieciakiem, jak to czasem przytrafia się u mężczyzn w jego wieku. Jest wspaniałym mężczyzną, którego nie chciałam zauważyć i wypierałam. Powiedziałam sobie, że będę go traktować jak znajomego i dobrego sąsiada, a z czasem wyszło właśnie to od czego się wzbraniałam, wymyślając swoje własne wymówki. Byłam po prostu głupia.
- Gapisz się… - zamruczał i otworzył leniwie powieki. Od razu się uśmiechnął, a ja odpowiedziałam mu tym samym.
- Dzień dobry – powiedziałam, a on przysunął się i skradł mi szybkiego całusa.
- Wiesz.. To był jednak dobry pomysł. – Zamyślił się.
- Co masz na myśli? – zapytałam, marszcząc brew.
- Przyjście tutaj. Przynajmniej daleko nie mogłabyś uciec. – Uśmiechnął się szeroko, a ja w tym momencie uderzyłam go w ramię. Jego reakcją był tylko głośny śmiech. – Ale przyznaj mi w tym rację. – Spojrzał na mnie przenikliwie.
- Tym razem nie wiem czy bym uciekła – powiedziałam i przygryzłam dolną wargę, a on znów się przysunął i tym razem wpił się mocno w moje wargi. – Wariat – zaśmiałam się. - Ale chyba już odpokutowałam tamtą winę, co?
- Powiedzmy.. – mruknął i uśmiechnął się zawadiacko, po czym poczułam na swoim udzie jego dłoń, która zaczęła delikatnie po nim wodzić. Przysunął się jeszcze bliżej, gdy… Gdy usłyszeliśmy dzwonek jego telefonu. Chłopak od razu wydał pomruk niezadowolenia i odsunął się, zabierając z podłogi swoje spodnie, w których kieszeni było urządzenie. Jak się okazało, był to po prostu budzik. Marc go wyłączył i spojrzał na mnie. – Zobaczymy się po meczu, prawda? – zapytał, a ja pokiwałam głową. Rozumiałam, że musiał wrócić do siebie i wybrać się na trening, a później zostać tam do samego meczu. Wstał z łóżka i zaczął się ubierać, a ja nie odrywałam od niego wzroku.
- W naszej umowie musimy zawrzeć jeszcze jeden punkt – powiedziałam,  gdy on już miał schodzić na dół w celu odnalezienia swojej koszulki. Zatrzymał się i spojrzał na mnie. – Zastrzegam sobie prawo do takich widoków każdego ranka – dodałam z uśmiechem, a on tylko pokręcił głową i wrócił się po kolejnego buziaka i zszedł na dół. Zawołał jeszcze słowo pożegnania i wyszedł z mojego mieszkania. W tym samym momencie dostałam SMS od Melissy, która podała mi dokładną godzinę i miejsce, gdzie miałyśmy się spotkać z dziewczynami.

***

Duuuużo ter Stegena! :) 
A dla zainteresowanych - przed Wami i mną, jeszcze 3 rozdziały oraz epilog. Pisanie tego opowiadania zakończyłam i już wiem co będzie następnym opowiadaniem. 
Przede mną ciężki styczeń, więc cieszę się, że udało mi się napisać to w święta :) 

*Zabłąkani (Perdiendo el norte, 2015)

7 komentarzy:

  1. O mamo! *,* uwielbiam Cię za ten rozdział :D
    Jestem taka szczęśliwa, że wszystko tak fajnie się ułożyło, i że było tyle Marca i to jeszcze w jakim wydaniu. :D Uwielbiam tutaj Niemca, bo się nie poddał i co najważniejsze jest szczery w swoim postępowaniu.
    Szkoda, że przed nami tylko trzy rozdziały, ale jeśli zrekompensujesz to kolejnym świetnym opowiadaniem jestem w stanie to przeżyć.
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię jak jest tak duuużo Ter Stegena ^^
    Cudownie jest :P No fantastycznie wręcz XDD
    Hmm tylko dlaczego od razu zaczęłam sobie wyobrażać reakcję Amelie i Erica na wieść o tym wszystkim 😂😂

    OdpowiedzUsuń
  3. O jak się słodko zrobiło *.* I proszę Cię nie niszcz tego, bo ja bardzo polubiłam takiego Marca <3

    OdpowiedzUsuń
  4. jak czytałam o tym buziaku w policzek, to już czułam...CZUŁAM, ŻE SIĘ POCAŁUJĄ! <3 ale to, co się później działo... mamuniu!
    czytając ten post miałam banana na gębie, dziękuję! <3
    oby ten stan rzeczy już się zachował, a Maia poddała się uczuciom...:3
    jeju, jak to trzy posty jeszcze? :(
    miałam pojawić się chyba w piątek, za co przepraszam! postaram się odpokutować i być już punktualnie! czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha! Czekałam na coś takiego, choć może to głupie, ale ja ich widzę, prawie, jako idealną parę :D Są tacy fajni razem. ;)

    OdpowiedzUsuń